Młoda Szwedka uruchomiła emocje o wiele skuteczniej niż wszyscy polityczni ekoaktywiści do tej pory. Nieudana kopia Pipi Langstrump raz usiądzie z ręcznie malowanym banerem, innym razem na okładce pisma groźnie zmarszczy brwi, pokrzyczy w telewizji, a jej przesłanie można sprowadzić do prostego komunikatu: „My, dzieci i młodzi, chcemy dobrze – natomiast wy (i tutaj można dowolnie wstawić: politycy, biznesmeni, konsumenci, decydenci, dorośli, a nawet biali, heteroseksualni mężczyźni, którzy od pokoleń "czynią sobie ziemię poddaną") jesteście winni zniszczenia naszej planety. Grozi nam katastrofa, a wy nie reagujecie”. Młodzi w wielu krajach sekundują jej, wychodząc na ulice, organizują strajki dla klimatu, a kanadyjscy studenci uruchomili w sieci akcję pod hasłem „No future no Children” (nie ma przyszłości, nie ma dzieci). Młode pięknoduchy wyraziły dobitnie to, co w sposób może nieświadomy kraje cywilizacji postchrześcijańskiej realizują już od dwóch pokoleń. Miliony dzieci, którym nie pozwolono się urodzić, powszechna antykoncepcja, eutanazja, demolka rodziny i eksperymentowanie z płciowością to nic innego jak praktyczne zastosowanie hasła: No future! W tej samej Kanadzie, bez milionów lajków, rozgłosu i transmisji „na żywo”, u progu klinik aborcyjnych Mary Wagner rozdaje matkom białe róże, prosząc, by pozwoliły żyć swoim dzieciom. Zamiast globalnej popularności Mery spędza w więzieniach wiele miesięcy. Jej działanie, w przeciwieństwie do ekoaktywistki ze Szwecji, odnosi realny skutek. Mary Wagner uratowała niejedno istnienie, a przecież jest powiedziane, że kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.
Kto ratuje jedno życie...
Nastoletnia ekobojowniczka Greta Thunberg odniosła ogromny sukces na globalnej scenie mediów społecznościowych. Nieznana gimnazjalistka ze Szwecji w ciągu kilku miesięcy stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Na czym polega jej fenomen? Spece od marketingu i sieciowych zasięgów analizują zjawisko, a pewnie część z nich ciężko pracuje na popularność Grety.