Koniec świata jest bliski

Szczęśliwie mamy rok 2018 i nadal żyjemy. Niebo nie zawaliło się nam na głowę. No, ale trzeba być czujnym. Tym bardziej że tym razem końcem świata straszą naukowcy. 95 proc. klimatologów twierdzi, że mamy 12 lat na odejście od emitowania CO2, bo inaczej czeka nas armagedon. Będą huragany, susze, powodzie, zimy i upalne lata. W sumie to samo co zawsze, tylko bardziej. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to, co mówią obecnie naukowcy, jest rzeczywiście prawdą. Mogę jedynie stwierdzić, że w roku 2007 Al Gore mówił dokładnie to samo, dając nam 10 lat, które minęły w 2017 r. Od tamtej pory świat zwiększył emisję CO2 o około 15 proc. i w żaden sposób nie zaczął walczyć o swoje ocalenie. Pamiętam również, że polityk ten mówił wtedy, iż w 2014 r. roztopią się lodowce na biegunie północnym. Rzeczywiście topią się, ale jednak jeszcze istnieją, co chyba może potwierdzić Adam Wajrak z „GW”, który lubi się tam kopsnąć samolotem (pewnie takim niskoemisyjnym). Oczywiście teraz klimatolodzy odcinają się od Gora, mówiąc, że to głupek. Obstawiam, że za 10 lat będą się odcinać od Leonardo Di Caprio, który dziś wskoczył w buty niedoszłego prezydenta USA i walczy o planetę, kolportując kasandryczne wieści. Nie umiem ocenić, kto ma rację. Zakładam jednak, że politycy największych światowych mocarstw, liderów emisji, są w stanie zrobić to za mnie. Skoro oni zdają się nie dostrzegać problemu, to chyba nadal nie ma się co tym tak bardzo przejmować. Coś czuję, że przed nami jeszcze wiele końców świata…