Tymczasem o tym, jak kończą się takie eksperymenty, pokazuje przykład gęsi w Holandii. W 1999 r. zabroniono tam polowań na gęgawy. W efekcie populacja tych ptaków wzrosła w szybkim tempie. Niczym niezagrożone gęsi zmieniły swój styl życia i w wielu przypadkach przestały migrować, a zaczęły prowadzić osiadły tryb życia. Wszystko było bardzo fajne i ku uciesze ekologów oraz wrogów myślistwa do momentu, gdy ptaki zaczęły zagrażać bezpieczeństwu lotów na jednym z holenderskich lotnisk. Orzeczono, że jednak populację trzeba zmniejszyć. Ponieważ odstrzał nie wchodził w grę, postawiono na humanitarną metodę – komorę gazową.
Firma Duke Faunabeheer „wymyśliła”, że w okresie pierzenia się dorosłych gęsi, gdy tracą one zdolności latania i wodzą swoje młode, pędzi się je do zagród, a następnie do komory gazowej, gdzie dusi się dwutlenkiem węgla. W ten sposób nic się nie marnuje. Udka i piersi trafiają do chłodni, a potem na stoły. Korpusy na paszę. Pierze do kołder. Małe gąski do zoo jako pożywienie dla tamtejszych lokatorów. Andrzej Kruszewicz, z którego książki „Hipokryzja” wziąłem ten przykład, nie pisze, czy z którejś części robi się mydło albo abażury. Możliwe, że wszystko przed nami. Ten realny przykład pokazuje, że nie ma już powrotu do przyrody nietkniętej ręką człowieka i przez niego nieregulowanej. Nasz gatunek poluje od tysięcy lat. Czy się to komuś podoba, czy nie, to właśnie łowiectwo i dieta mięsna spowodowały, że wykształcił się tak rozwinięty ludzki mózg. Jak nie wierzycie, to popatrzcie na szympansy podobne do nas w 96 proc.