W debatach o braku narzędzi, które mogłyby przeciwstawić się oskarżeniom narodu polskiego o współudział w Zagładzie, pojawia się utyskiwanie, że nie wyprodukowano w Polsce filmów, które opisywałyby rozmiar represji i całą złożoność dramatu Polaków i Żydów podczas II wojny światowej.
Nie ma ani jednej dużej produkcji, która opowiedziałaby współczesnemu (w tym zagranicznemu) widzowi, że właśnie klęska we wrześniu 1939 roku, upadek państwa rozdartego przez hitlerowskie Niemcy i Sowietów, otworzyły drogę do represji na obywatelach Polski i zagłady Żydów. Nie dowiemy się, jak wyglądały relacje polsko-żydowskie na terenach pod okupacją sowiecką, która trwała prawie dwa lata. Tematem tabu jest współudział lewicującej ludności żydowskiej w represjach, które spadły na Polaków ze strony NKWD. Telewizja, Polski Instytut Sztuki Filmowej i branża producentów chętniej podejmowały tematy suflowane przez Grossa i jemu podobnych. Tresura Jedwabnem i fałszywa narracja o pogromie kieleckim sprawiły, że duże produkcje wprawdzie powstawały, ale chętniej opowiadały one o złych Polakach. To nieproporcjonalnie wyolbrzymiało polskie winy, a wobec braku przeciwwagi opisującej prawdziwe proporcje, ukazujące heroizm i pomoc, utrwalało nieprawdziwy, oszczerczy obraz Polaków. Na tym tle wyjątek stanowią filmy Macieja Pawlickiego, w tym opowieść o uratowanej Stelli Zylbersztajn i „Historia Kowalskich” (wspólnie z Arkadiuszem Gołębiewskim). Mimo odmowy przez ludzi poprzedniej ekipy należytego finansowania, mimo bardzo skromnych środków, powstały świetne, fabularyzowane dokumenty, które powiny być dziś wyświetlane we wszystkich placówkach naszej dyplomacji kulturalnej na świecie. Nigdy nie jest za późno, aby po te filmy sięgnąć.
***
W ubiegłym tygodniu, pisząc o zmianach we władzach katolickiego Radia Rodzina we Wrocławiu, błędnie przypisałem nowemu szefowi radia przynależność do racjonalista.pl. To samo imię i nazwisko nie oznacza tych samych przekonań. Za pomyłkę bardzo przepraszam zainteresowanych.