W Hiszpanii prawica wygrała wybory arytmetycznie, ale przegrała politycznie. W Polsce jest wielka szansa, aby uniknąć tej sytuacji. W przyspieszonych wyborach na Półwyspie Iberyjskim w praktyce wygrała lewica, bo jest w stanie utworzyć rząd z autonomistami, ugrupowaniami regionalnymi z Katalonii, Kraju Basków i in.
Ponieważ w polityce nie ma darmowych lunchów, Madryt będzie musiał pójść na kolejne ustępstwa wobec regionów, które chcą poszerzenia autonomii, a część z nich marzy o niepodległości. Oby nigdy w Polsce nie doszło do sytuacji, gdy o tym, kto rządzi, decydują „autonomiści” z Górnego Śląska czy mniejszość niemiecka ze Śląska Opolskiego (a tak już było na szczeblu wojewódzkim). W Hiszpanii na centroprawicę i prawicę oddano 11 mln głosów. To dużo, ale jednocześnie za mało. Gdyby identyczna liczba Hiszpanów głosowała na prawicę niepodzieloną – ta by rządziła. Podział głosów utorował drogę do utrzymania władzy przez koalicję lewicy i radykalnej lewicy. Należy się spodziewać, że partner w rządzie socjalistów, czyli koalicja partyjek i ugrupowań skrajnie lewicowych, mocno wychyli wahadło na lewo. Tak samo w Polsce: jeśli wygra PO i utworzy rząd z Nową Lewicą i Hołownią, będziemy mieć drugą Hiszpanię.