W zamyśle napaść miała zdezintegrować wyborców prawicy i skonsolidować elektorat Platformy. Przekaz wzmacniał sam Tusk, bredząc o „pedofilii Jana Pawła II”. Efekt okazał się dokładnie odwrotny: autorytet papieża znacząco wzrósł, więcej, odrodziła się polska wspólnota modlitewna w domenie publicznej. Natomiast wśród elektoratu opozycji dominuje poczucie zażenowania bezsensem tej awantury. Po utracie 7–8 pkt sondażowych do platformianych głów dotarła konieczność choćby ograniczenia strat.
Do boju posłano znanego z chęci „opiłowywania katolików” Sławomira Nitrasa, który aż trząsł się z żarliwości, z jaką zapewniał o roli papieża w swoim życiu. A życie przerosło kabaret. Czy pełne nienawiści spędy PO będą się teraz zaczynać nabożeństwami majowymi? Kto wie, może ujrzymy Tuska i Nitrasa niosących w procesji feretron? Tyle że takie miotanie się pomiędzy skrajnościami nawet dla elektoratu PO może okazać się już zbyt groteskowe.