Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Bogdan Dobosz,
13.05.2018 18:33

Francuskie modele przemocy

Francja staje się przykładem kraju, w którym próby przebudowy społeczeństwa, wprowadzenia wielokulturowości, a nawet zwykłych reform doprowadzają do wzrostu agresji i przemocy społecznej. Im więcej lewicowego narkotyku wsącza się w głowy ludzi, im bardziej osłabia się tradycyjne więzi, tym bardziej radykalne i groźne skutki to przynosi.

We Francji funkcjonuje kilka rodzajów przemocy społecznej. Ta spotykana najczęściej dotyczy wybuchowej sytuacji na przedmieściach dużych miast. W zdegradowanych blokowiskach mamy strefy bezprawia, relatywną biedę, obecność islamu, którego prawo szariatu zderza się z laicyzmem Republiki, działające niemal półlegalnie bandy handlarzy narkotyków, rozwydrzoną młodzież, która odbija sobie brak perspektyw awanturami z policją, podpalaniem aut, śmietników i niszczeniem publicznego mieni.

 

Tutaj każdy incydent, jak np. próba zatrzymania przestępcy, a nawet kontroli drogowej, może się przerodzić w kilkudniowe walki i uliczne zamieszki. Charakte-rystyczną cechą dużej części mieszkańców takich osiedli jest wręcz nienawiść do państwa i jego instytucji (policji, szkoły, straży pożarnej, a nawet komunikacji publicznej). To z takich dzielnic rekrutuje się adeptów islamskiego terroryzmu. Wystarczy dodatkowa motywacja.

 

Trochę innego rodzaju przemoc

 

Taka „inna przemoc” pojawiła się wraz z nową falą imigracji ostatnich lat. Bijatyki między sobą w obozach, atakowanie policji, gdy ta próbuje egzekwować prawo, wreszcie ataki na samych tubylców. W ostatnich latach dzikie obozowiska pod Calais (słynna „dżungla”) stały się widownią przemocy, o której było głośno w całej Europie.

 

Sytuację przypudrowano, ale tego typu konflikty tlą się cały czas. Wyrastają nowe koczowiska, a kilka dni temu, 4 maja, ok. 50 migrantów otoczyło i zaatakowało patrol specjalnych sił policji (CRS) w Calais, zaledwie 500 m od owej „dżungli”. Dwie osoby zostały ranne, uszkodzono samochód policyjny. Nikogo nie udało się zatrzymać. Uwagę zwraca dobra organizacja imigranckiej bojówki. Jej atak został odparty dopiero po przybyciu posiłków policyjnych i użyciu gazu.

 

Kolejny rodzaj społecznej przemocy ma źródła w ideologii radykalizującej się lewicy. Tego typu przemoc ma nad Sekwaną długą tradycję historyczną, ale wydawało się, że w ostatnich dziesięcioleciach staje się już tylko wspomnieniem. Ostatnie obchody 1 maja pokazały, że tak nie jest. Próby reform sektora publicznego (dość ograniczone) przyniosły niezadowolenie związków zawodowych. Naruszenie statusu funkcjonariusza publicznego w SNCF (francuskie koleje) jest odbierane jako zamach na przywileje kolejarzy.

 

Wrócić do Maja 1968 r.

 

Do tego doszło niezadowolenie kilku innych grup zawodowych, protesty młodzieży w związku z reformą systemu przyjęć na studia i okupacja uniwersytetów, a nawet anarchizacja całych obszarów (zablokowanie budowy lotniska Notre-Dame-des-Landes i stworzenie na tych terenach ZAD, czyli zone à défendre, wielkiego squatu). Państwo poniosło tu klęskę. Nie tylko zrezygnowano z budowy lotniska, ale po nieudanej próbie siłowego odbicia terenu przystąpiono do rozmów o legalizacji squatu. Walki z terenu niedoszłego lotniska przeniosły się nawet do Nantes.

 

1 maja wybuch przemocy w Paryżu okazał się zwieńczeniem napiętej sytuacji społecznej. Podpalone samochody, zniszczone wystawy, uliczne walki – nałożyło się na to kilka czynników. Lewicowa młodzież stara się po pół wieku odtworzyć wizerunkowe kody Maja 1968 r. Podupadłe i coraz mniej liczne związki zawodowe starają się bronić swojej nieproporcjonalnie dużej roli w zmieniającym się społeczeństwie. Do tego dochodzi jeszcze lewica, dla której próby reform Macrona są podmuchem antysocjalnego wiatru w polityczne żagle. Sondaż na temat prezydenta ujawnił, że 72 proc. ankietowanych Francuzów uważa, iż Emmanuel Macron to „prezydent bogatych”, a 68 proc. uznało, że „nie jest blisko ludzi”. Mamy wreszcie radykalną lewicę (anarchiści, trockiści, antyfaszyści, alterglobaliści), która tworzy swoje coraz bardziej sprawne bojówki i najwyraźniej doszła do wniosku, że nadszedł jej czas.

 

Od elit po islamskich radykałów

 

Po zamieszkach 1 maja wywołanych przez tzw. czarny blok (tak określa się taktykę demonstracji polegającą na ubieraniu się na czarno i maskowaniu się w celu utrudnienia identyfikacji przez policję) zatrzymano 283 osoby. Kończyło się jednak głównie na mandatach. Jedynie siedmiu najbardziej radykalnych działaczy czeka ewentualny proces.

 

Ciekawy jest skład społeczny zatrzymanych. Mamy tu wspólny front społecznych elit i środowisk „wykluczonych”. Media doniosły o synu znanego naukowca z CNRS (Krajowe Centrum Badań Naukowych), córce bankiera, absolwencie elitarnej szkoły administracji pracującym jako konsultant z pensją ponad 4 tys. euro, pięciu obcokrajowcach (Niemiec, Belg, Szwajcar, Kolumbijczyk i… Syryjczyk), kilku nieletnich. Jedna trzecia zatrzymanych to kobiety. Są antyfaszyści, antykapita-liści, ale też m.in. działacze „brygad antynegrofobicznych” z Ligi Obrony Czarnych Afrykanów. Ich guru, czarnoskóry Gucci IG, recytuje m.in. takie wersy jak: „Wolę Koran, pier… papieża i Kościół”.

 

Niemal każda manifestacja lewicy jest okazją do recydywy przemocy. Jean-Luc Mélenchon i jego „buntownicy” z La France Insoumise zorganizowali na początku maja happening pod nazwą Fête à Macron (święto Macrona). Zgromadził on według policji 40 tys. osób (według organizatorów 160 tys.), od socjalistów po komunistów, anarchistów i trockistów. Policja była tym razem dobrze przygotowana i wystawiła na ulice ponad 2 tys. funkcjonariuszy. Podejrzane osoby były rewidowane. Skonfiskowano niemało zakazanych przedmiotów. Bilans w porównaniu z 1 maja był więc taki, że można było pisać nawet o „świątecznej atmosferze” na paryskich ulicach. Skończyło się bowiem na uszkodzeniu tylko jednogo samochodu (ekipy dziennikarskiej Radia France) i na jednym rannym policjancie…

 

Będzie nieprzyjemnie

 

Przy okazji omawiania tematu przemocy politycznej warto też wspomnieć, że radykalizująca się lewica używa jej coraz częściej w stosunku do swoich politycznych przeciwników. W Żyrondzie zaatakowano fizycznie przybyłego tam z wizytą mera miasta Béziers Roberta Ménarda. Został on poturbowany i przewrócony na ziemię przy biernej postawie policji i w obecności kilku deputowanych lewicy. Winą Ménarda są jego… prawicowe poglądy.

W ostatnich dniach doszło też do ataku na biuro deputowanego prawicowej partii France Debout (Powstań, Francjo), profanacji pomnika poległych żołnierzy w I wojnie światowej itd. Pod tym względem czeka Francję nieciekawa przyszłość. A kiedy dojdzie do połączenia się wszystkich tych nurtów przemocy, może się zrobić naprawdę nieprzyjemnie.

 

Autor jest publicystą „Głosu Katolickiego” (La Voix Catholique) w Paryżu.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane