W wojnie przeciwko Rosji walczą ludzie pełni wiary w ideały I RP. One są dla nich powodem do podjęcia walki, dla nich oddają życie.
Pod Wuhłedarem w ostatnich dniach stycznia i na początku lutego doszło do największej bitwy pancernej w wojnie za naszą wschodnią granicą. Rosjanie ponieśli w niej sromotną porażkę. To starcie o znaczeniu strategicznym pokazuje, jak kompletnie oderwane od rzeczywistości były przewidywania dowódców, którzy w czasach Tuska i Komorowskiego kierowali obroną Rzeczpospolitej. Z jakiegoś powodu ci ludzie, często szkoleni w Sowietach, pchali nasz kraj w nierealne koncepcje bezpieczeństwa, niszcząc nasz potencjał militarny. A to zdolności obronne decydują o przyszłości państwa – o jego możliwościach rozwoju, jego pozycji międzynarodowej. Pełnoskalowa agresja Rosjan na Ukrainę potwierdza oczywistą prawdę, że armia musi być tak potężna, by wróg nie odważył się zaatakować. Trzeba zatem więcej niż zdolności do obrony, trzeba zdolności do odstraszania. Bo jeśli atak nastąpi – nawet odparty – to zginą ludzie, dojdzie do zniszczeń, a wiarygodność naszej gospodarki osiągnie dno dna. Stracimy tym samym dorobek ostatnich pokoleń. Cofniemy się w rozwoju nawet wówczas, gdy po walce odepchniemy wroga. Rozbudowa armii jest dziś naszym dziejowym obowiązkiem wobec ojczyzny i przyszłych pokoleń. Równie ważne są sojusze – ale tylko wiarygodne, nie te, które robią dobre wrażenie, lecz te, na których możemy polegać.
Dlatego relacje z Ameryką są po prostu kluczowe. Jednak bardzo istotna jest też współpraca z krajami naszego regionu. Wojna na Ukrainie pokazała, że wspólnota doświadczeń rosyjskiej niewoli silnie nas spaja – niemal wszyscy trafnie rozumieją zagrożenie, jego naturę, i są gotowi stawić mu czoła. Rozpoczęłam od bitwy o Wuhłedar, bo z heroiczną obroną tego miasta łączy się też poruszająca historia sięgająca dziedzictwa I Rzeczpospolitej. 26 stycznia podczas walk poległ Edward Lobov, urodzony w Wilnie obywatel Białorusi z polskimi korzeniami. W 2010 roku za zaangażowanie w walkę o demokrację na Białorusi reżim Łukaszenki na 4 lata wtrącił go do więzienia. Po odbyciu kary ten młody mężczyzna wyjechał na Ukrainę i najpierw jako wolontariusz, a później już jako żołnierz walczył podczas pierwszej odsłony agresji Kremla. Po 24 lutego stanął przeciwko zbirom Putina – brał udział z heroicznej obronie lotniska w Hostomelu, by zimą trafić znowu na Donbas. O motywacji syna przepięknie opowiada jego mama Marina, która od pięciu lat mieszka w Polsce, bo białoruskie KGB za działania na rzecz obrony praw człowieka dawało jej coraz więcej sygnałów, iż dalsza obecność na Białorusi skończy się dla niej tragicznie. Edward Lobov walczył na Ukrainie o wolność narodów I Rzeczpospolitej, mając nadzieję, że na nowych warunkach i w nowych okolicznościach Polacy, Białorusini, Ukraińcy i Litwini będą w stanie zbudować sojusz, który skutecznie przeciwstawi się Moskwie. I być może dziś dla wielu ta perspektywa jest albo mało realna, albo wręcz abstrakcyjna. Jednak okazuje się, że w wojnie przeciwko Rosji walczą ludzie pełni wiary w ideały I RP. One są dla nich powodem do podjęcia walki, dla nich oddają życie. Ta wojna jest zatem czymś dużo szerszym niż tylko obroną Ukrainy. Ona toczy się o to, by żaden nowy Związek Sowiecki nigdy nie zagroził naszej wolności i nie spróbował zniszczyć tego, co z takim mozołem staramy się wypracować.