Gdyby wszystko było po staremu, to dziś w telewizjach trwałaby zażarta dyskusja o karpiach (Maja Ostaszewska pewnie by je wypuszczała, a polska branża karpia mówiła, że nie będzie pieniędzy na 500 plus bez ryby w wannie) albo o strzelaniu fajerwerków w Sylwestra (koniecznie z udziałem psich behawiorystów), lub o to, co Jacek Kurski i z kim zaśpiewa w Zakopanem. Przez ostatnie 12 miesięcy ominęliśmy zwyczajowy spór o Halloween, o śmierć i patologie na Przystanku Woodstock, gwizdy na Powązkach w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, a także o to, czy powinniśmy iść z Hitlerem w 1939 roku i kto ma moralne prawo do organizowania obchodów rozpoczęcia II wojny światowej. Wszystko to zeszło na dalszy plan ze względu na zagrożenie pandemiczne i bieżące spory. W nawyk weszło nam sprawdzanie codziennie danych z liczbami dotyczącymi koronawirusa, a pokłady narzekania wyczerpuje utyskiwanie na rząd, który przez ostatnie miesiące psuł kolejno nasze plany, zbyt często niemile nas zaskakując.
Dlatego też na Nowy Rok i Święta Bożego Narodzenia życzę Państwu, żeby wróciła normalność. Niech już powrócą te wszystkie rytualne spory. Żebyśmy raczej przejmowali się prognozą pogody, a nie prognozami COVID-owymi. Niech wróci barszcz Sosnowskiego, korki na Zakopiance i parawany nad Bałtykiem. A po za tym zdrowia. Przewlekłego.