Negocjacje z pociskami w tle nie są rozgrywką między USA i Ukrainą, lecz między Stanami Zjednoczonymi a Chinami i ich junior partnerem – Federacją Rosyjską. Są dźwignią w dyplomacji. Zmiana tonu amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, który publicznie zaczął mówić o tomahawkach i że Ukraina odzyska swoje terytoria, sprawiła, że Władimir Putin natychmiast zechciał zasiąść znów do negocjacji. Stąd zapowiedź spotkania na szczycie Trump – Putin w Budapeszcie. Ukraina potrzebuje tomahawków, owszem, ale bez nich też świetnie daje sobie radę, niszcząc dronami i pociskami Flamingo rosyjskie rafinerie i składy sprzętu wojskowego. Ważniejsze są tu precyzyjne dane wywiadu satelitarnego, a tych Waszyngton nie skąpi. Rozgrywce przygląda się z wielką uwagą Pekin – czy USA dadzą taką samą broń Tajwanowi? Patrzmy na sedno spraw, a nie na brudną pianę wzniecaną przez media i niezbyt mądrych, drugorzędnych polityków.
  
Dyplomacja rakietowa
Kociokwik, prawdziwy kociokwik: „Trump daje Ukrainie pociski Tomahawk” – dobry. „Trump nie daje pocisków!” – zły. „Trump waha się, czy dać pociski” – głupi. Nagłówki oddają kompletną bezradność dzisiejszych mediów w opisywaniu i analizowaniu rzeczywistości.
 
                     
                         
                         
                         
             
             
            ![Rutkowski ujawnia kulisy zatrzymania Andrzeja R.! Zaskakujące powiązania z politykiem KO [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/43435.png?r=1,1) 
             
             
             
            ![Mural na miarę serca! Warszawska szkoła zrobiła niespodziankę, która wzruszyła całą Polskę [ZDJĘCIA]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/1-10.png?r=1,1)