Oglądając erupcję radości z powodu wyboru nowego papieża, myśli aż same kierowały się ku refleksji, że w dzisiejszym, coraz bardziej zatomizowanym, trawionym przez anomię świecie katolicyzm jest jedną z ostatnich sił zdolnych w tak niesamowity sposób łączyć ludzi. W tej wierze wciąż tkwi ta niebywała siła, zdolna przekraczać wszystkie przeszkody, tworzyć wspólnotę na przekór nawet najsilniejszym i najbardziej naturalnym barierom. Widać to było po ogłoszeniu wyboru konklawe. Telewizyjne kamery pokazywały radość z setek najróżniejszych miejsc. Setki milionów ludzi cieszyły się razem, niezależnie od języka, wieku, rasy, narodowości, etniczności, kultury czy statusu społecznego. W tym kontekście nic dziwnego, że widząc tę realizację realnej wspólnoty ponad różnicami, tak nienawidzą wiary wszyscy postępowi mesjasze. Nie mają wyboru, skoro usiłują przekonać świat, że tylko oni mają klucze do nowej „utopii”, czym usiłują legitymizować swoją władzę i zamordystyczne ciągoty. Zauważmy jednak, że mimo ich ataków ta wspólnota wiary trwa i wciąż objawia swoją siłę właśnie przy okazji tego typu wydarzeń. Siłę tak ogromną, że nawet ci, którzy jej nienawidzą, muszą się przed nią ukorzyć. Widać to nawet na naszym podwórku, gdy Tusk czy Trzaskowski udają nagle bogobojnych katolików, także świętują wybór nowego papieża, składają „gratulacje” i wyrażają swoje „szczęście”. Sam fakt, że muszą udawać członków tej wspólnoty, przebierać się za kogoś, kim nie są, pokazuje ich słabość. Nawet jeśli już następnego dnia będą wracać do swojej prawdziwej formy, próbując zniszczyć to, czemu przed chwilą tak fałszywie oddawali hołd. Pojawią się oczywiście pytania, czy potrafimy jeszcze tę siłę wykorzystać i ile będzie ona trwać... Niemniej sam fakt, że jest nadal obecna i tak ważna dla ludzkości, może być właśnie tą drobinką optymizmu, której dziś tak brakuje.
Drobinka optymizmu
W katolicyzmie wciąż tkwi ta niebywała siła, zdolna przekraczać wszystkie przeszkody, tworzyć wspólnotę na przekór nawet najsilniejszym i najbardziej naturalnym barierom.