Oto bowiem nie dość, że część antybohaterów tego dokumentu to byli tajni współpracownicy komunistycznej bezpieki (w tym wysocy hierarchowie), to czyny, których się dopuścili, w przeważającej części miały miejsce za poprzedniego systemu. Zdaje się, że część ciemnych historii, o których opowiada film, jest kolejnym dowodem na to, że cienie PRL rzutowały na III RP. Zgnilizna przeżerała wszystko, także tysiącletni Kościół. Pamiętamy choćby książkę ks. Isakowicza-Zalewskiego – wielki tom o zachowaniach duchownych wobec bezpieki. Wiemy, że pokazani w filmie księża byli co najmniej promowani przez komunistyczną tajną policję, która musiała przecież zdawać sobie sprawę z ich skłonności. Źródła ukazanej patologii trzeba więc szukać w ich duszach, ale i poprzednim systemie, w braku lustracji, rozliczeń, w zakonserwowaniu omerty zapoczątkowanej za komuny. W braku prawdy. Niestety, o tym film nie wspomina. Dlaczego?
Cień PRL nad Kościołem
Przysłuchuję się dyskusji o filmie „Tylko nie mów nikomu”. Jest on oskarżeniem rzuconym w stronę Kościoła w Polsce. Nie da się ukryć, haniebne zachowania hierarchów nie miały prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyły. W emocjach jednak umyka pewna sprawa.