Borys Budka zapowiedział, że zrobi wszystko, aby znów były wspólne listy − od ofiary do oprawcy. O ile jeszcze taktykę tę można było zrozumieć, gdy stosował ją Grzegorz Schetyna, kiedy PO znajdowała się w największym kryzysie w historii – to jednak teraz kompletnie nie rozumiem, w co gra pan Budka. Jego partia jest ciągle największą planetą w opozycyjnym układzie, aby taką pozostać, powinna cały czas pokazywać swoją wyższość nad innymi maluchami. Tym zdobywa się moc przyciągania do siebie innych środowisk. Tymczasem w momencie, gdy rząd i PiS się chwieją, ci są zajęci sami sobą i budowaniem Frontu Jedności Narodu. Tym razem skończy się awanturą i rozpadem PO. Naturalnie elektorat odpłynie do formacji, która przyniesie świeżość i da ludziom nadzieję. Budka jej nie daje. Dziś lider PO może już spokojnie się zająć lepieniem uszek i pierogów. O ile żona mu pozwoli.
Budka do pierogów
Wiem, wiem. Są ciekawsze tematy przed świętami niż Borys Budka. Karp pływa w wannie i czeka na naturalną śmierć od obucha. Trzeba znaleźć stojak na choinkę i rozsupłać lampki. Wszystko zajmuje mnóstwo czasu, więc nie ma się co przejmować liderem opozycji. I to tym bardziej, że ta zamierza nadal kopiować własne błędy.