Epoka – cóż to znaczy dla młodego człowieka? Czym dla niego różni się epoka brązu od czasów Powstania Warszawskiego? Jedno i drugie to zamierzchła, wręcz mityczna przeszłość. Oto świętujemy 100. rocznicę jednego z największych zwycięstw oręża polskiego – Bitwy Warszawskiej. Jeśli młodzi Polacy potraktują ją tak samo, jak – powiedzmy – bitwę pod Maratonem, z której pozostała tylko niekojarząca się z niczym dyscyplina sportowa, oznaczałoby to, że nasi dziadowie przelewali krew na próżno!
Kiedy w 1998 r. kręciłem dokument „Trudne braterstwo” o sojuszu Piłsudski–Petlura, który zapoczątkował wojnę z bolszewicką Rosją, najpierw o wyzwolenie Ukrainy, potem o ocalenie od komunizmu Polski i Europy, żyli jeszcze bohaterowie, uczestnicy tych wydarzeń. Generał hrabia Tarnawski, organizator pierwszych drużyn skautowych w Polsce jeszcze pod zaborami, uczestnik odsieczy Lwowa w 1919 r., a w 1944 r. naczelny lekarz Powstania Warszawskiego, powitał mnie w pełnym umundurowaniu, w rogatywce i z szablą. Miał 101 lat, ale o wojnie 1920 r. i swoich spotkaniach z marszałkiem Piłsudskim opowiadał tak żywo, jakby to było wczoraj. Bo to było wczoraj także dla takich jak ja, których młodość przypadła na czasy Peerelu, kiedy o wolności i godności Polski można było tylko marzyć.
Dziedzictwo
W podręcznikach historii w niewielu zdaniach o wojnie polsko-sowieckiej były same kłamstwa, ale moje pokolenie miało to szczęście, że w szkołach pracowały jeszcze przedwojenne nauczycielki. Pani od polskiego w podstawówce podarowała mi książkę z 1936 r. „Mały piłsudczyk”, pani od historii w liceum – była więźniarka niemieckich obozów śmierci, niebojąca się komuny – zlecała mnie i niedawno zmarłemu Mirkowi Rowickiemu referaty dla naszej klasy o Legionach i wojnie 1920 r.
Moi dziadkowie urodzili się pod rosyjskim zaborem. Przeżyli trzy wojny. Mój ojciec, który jako chłopiec z praskiego brzegu bezsilnie obserwował tragedię Powstania Warszawskiego, nauczył mnie stawania na baczność przed powstańcami, nawet kiedy niegdysiejszy bohater był teraz zapijaczonym menelem, bo do takiego losu doprowadziły go represje komuny.
Godność – to słowo kluczowe. Przed reżyserią studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim historię. Zdawałem na ten wydział w 1973 r., pisząc na temat „Kształtowania się granic i ustroju Polski po 1918 r.”. Korzystając z niezbyt precyzyjnie sformułowanego określenia, zakończyłem apoteozą powrotu II RP na tereny Zaolzia w 1938 r. Na mój egzamin ustny przybyły ówczesne tuzy polskiej historiografii – profesorowie Kieniewicz i Samsonowicz, zdałem na samych piątkach. Historia oficjalna była całkowicie zafałszowana, ale przynajmniej na uniwerku uczono prawdziwej. Dziś, po 30 latach suwerennej Polski, wykłada się tam gender, równie naukowy jak niegdysiejszy „naukowy komunizm”.
Kto ma Polskę w sercu
O taką więc „wolność” walczyli nasi żołnierze w 1920 r. i powstańcy w 1944 r.? Figura Chrystusa sprzed kościoła Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu widziała szarżę carskich Kozaków na warszawiaków i wyrzucenie w 1863 r. przez sołdatów na bruk fortepianu Chopina, przeżyła powstanie, obalona na tenże bruk przez niemieckich barbarzyńców, wróciła na swoje miejsce, by potem bronić protestujących przeciw komunie studentów UW w 1968 r., a dziś przez „polskich” barbarzyńców, w tym „profesorkę” uniwersytetu, jest bezczeszczona. Rektor nie zwolnił dyscyplinarnie takiej pani profesor? Dlaczego miałby to zrobić, skoro prawa naucza w murach tej uczelni taki okaz, jak unurzana w aferze warszawskiej „prywatyzacji” była prezydent Warszawy! Mojej Warszawy! Mój pradziad Teofil, który jako bohaterski strażak zginął w akcji w 1913 r., przewraca się w grobie, patrząc na dzisiejszych „warszawiaków”. Nie chodzi o to, że są przybyszami, to naturalne w przypadku stolicy, ale dlaczego są zdrajcami warszawskości, czyli – polskości? Nie wstyd być „słoikiem”, ale lemingiem – jak najbardziej!
Kto myśli po polsku, a kto nie
W moim filmie o 1920 r. występuje podówczas 93-letni porucznik Hartowski. Naprawdę nazywał się Hartman, ale po wojnie z powodu niemieckiego barbarzyństwa zmienił nazwisko na polsko brzmiące. Kiedy bolszewicy pod Radzyminem szykowali się do zajęcia polskiej stolicy, służył w żandarmerii WP i opowiedział mi historię, której w podręcznikach nie znajdziemy. Codziennie, gdy o 5 rano wyruszali na patrol, ściany warszawskich ulic były upstrzone bolszewickimi plakatami nawołującymi uciśniony lud do buntu przeciw „jaśniepańskiej Polsce”. Bolszewicy byli o kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, plakaty były po polsku. Kto je stworzył, wydrukował, rozklejał po nocy, by zachwiać duchem mieszkańców? Polacy? Na pewno byli to ludzie mieszkający w Polsce i posługujący się polskim językiem, ale czy można ich za Polaków uznawać?
Sam mam niemieckie korzenie, moi przodkowie w średniowieczu w szeregach rycerskiego zakonu Kawalerów Mieczowych ogniem i mieczem „nawracali” na chrześcijaństwo Bałtów. Potem osiedli w I Rzeczypospolitej i zawsze byli wobec niej lojalni. Ginęli w 1939 r., byli zsyłani na Sybir. Nie będę więc zmieniał nazwiska, bo jak Józef Mackiewicz uważam, że „tylko prawda jest ciekawa” i prawdę zawsze w moich filmach dokumentalnych pokazywałem. To samo staram się czynić jako publicysta. Nie jestem politykiem, więc nie muszę używać dyplomatycznych wykrętów i powiem wprost: jak wtedy, z bolszewickich plakatów rozklejanych nocą w 1920 r. w Warszawie, tak dziś antypolskie siły wewnętrzne wzywają do zniszczenia Polski. Imputuje się posłowi PiS, że jakoby powiedział, iż „LGBT to nie ludzie” (w rzeczywistości dopowiedział – „a ideologia”), ja sam się wystawię na cel, stwierdzając wprost – ludzie wyprawiający te bezeceństwa nie są Polakami! Co z tego, że mówią i piszą niby po polsku, skoro po polsku nie myślą i nie czują?
Nowi bolszewicy
Po wiekopomnym zwycięstwie nad bolszewią opluwany przez ówczesną „totalną opozycję” marszałek Piłsudski wyrzekł gorzkie słowa: „Polska jest stale oskarżana w innych państwach. Jest w tym wyraźna i niedwuznaczna chęć posiadania w środku Europy państwa, którego kosztem można byłoby załatwić wszystkie porachunki europejskie. Podziwu godne jest stałe zjawisko, że projekty międzynarodowe znajdują tak chętne ucho, no i języki, nie gdzie
indziej, jak w Polsce”.
Chwała bohaterom wojny 1920 r., Polakom i Ukraińcom, hańba zdrajcom ówczesnym i dzisiejszym! „Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!”.