Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Katarzyna Gójska,
04.12.2022 20:43

Berlin wykorzystuje śmierć Polaków do swojej gry przeciw rządowi RP

Totalna opozycja zachowuje się wobec Berlina jak rozemocjonowany klakier, który traci kontrolę nad skalą swojego wazeliniarstwa. Jednak gdy sprawa dotyczy bezpieczeństwa Polski, to takie zachowanie ludzi pretendujących do pełnienia najwyższych funkcji w państwie jest niezwykle groźne.

Kilka dni temu mieliśmy do czynienia z bezczelną akcją pijarową niemieckiego rządu, który postanowił wykorzystać tragedię w Przewodowie – śmierć dwóch obywateli RP – do topornych rozgrywek ze znienawidzoną władzą w Warszawie. Przekaz miał być taki: PiS atakuje Niemcy, a dobry Berlin mimo tej agresji chce chronić bezpieczeństwo Polaków.

W ten bezczelny scenariusz błyskawicznie wpisała się Platforma z Tuskiem na czele, grzmiącym o tym, iż partia rządząca jest na wojnie z zachodnim sąsiadem i gotowa jest narażać życie obywateli, byle tylko nie przyjąć szlachetnej propozycji Berlina. Naczelne ogniwa propagandowego kordonu chroniącego PO załamywały ręce nad szaleństwem wicepremiera Błaszczaka, wmawiając opinii publicznej, że bez baterii Patriot zza zachodniej granicy jesteśmy bezbronni. Warto zatem odrzucić te manipulacje i powiedzieć otwarcie, jakie znaczenie dla bezpieczeństwa Polski i Polaków miałby ten niemiecki dar – otóż w dzisiejszej sytuacji nawet o jotę by go nie poprawił. Nawet gdyby broń z Berlina była w naszym kraju przed tragedią w Przewodowie, to i tak nie ochroniłaby naszych rodaków przed śmiercią. Dlaczego? Bo celem rządu niemieckiego nie jest obrona obywateli RP, lecz pijar i gra z rządem Zjednoczonej Prawicy. Zakomunikowała to niemal wprost niemiecka minister obrony, tłumacząc, a w zasadzie kłamiąc, iż bateria Patriot jest do dyspozycji NATO i może chronić tylko terytorium Sojuszu. Sęk w tym, iż polskich terenów przygranicznych można bronić na niebie Ukrainy. To tam można próbować neutralizować pociski lecące w stronę naszej granicy, bo gdyby chcieć czekać, aż wlecą w polską przestrzeń powietrzną i wówczas podejmować próby ich zestrzelenia, to zwyczajnie zabraknie na to czasu – lot rakiety do Przewodowa czy innej miejscowości będzie trwał chwilę, podczas której nic jej nie zdąży zestrzelić. Zatem niemiecka bateria Patriot jeśli miałaby mieć szansę chronić obywateli RP, powinna znaleźć się dokładnie tam, gdzie wskazuje szef naszego ministerstwa obrony. Czyli na Zachodniej Ukrainie.

Gołym okiem jednak widać, że nie o to Berlinowi chodzi. O prawdziwych jego intencjach świadczą nerwowe opowieści o braku zgody na działania poza naszym terytorium i zamknięcie – choćby w części – ukraińskiego nieba. Z wypowiedzi sekretarza generalnego NATO wiemy, iż nie ma żadnych blokad Sojuszu na ustawienie systemu Patriot na zachodniej Ukrainie. Wystarczy szczera chęć Berlina i zgoda Kijowa. Jest jednak zupełnie oczywiste, że Niemcy nie są zainteresowane jakimkolwiek realnym wzmocnieniem armii ukraińskiej, bo z ich perspektywy skuteczność ofensywy naszych wschodnich sąsiadów komplikuje sytuację Moskwy i utrudnia zmuszenie Ukraińców do kompromisu. Borys Johnson mówił niedawno w wywiadzie dla CNN o nadziejach niemieckich na szybki upadek Kijowa. Słowa byłego premiera Wielkiej Brytanii wydają się wiarygodne. Sęk w tym, iż za Odrą niewiele się zmieniło – poza pijarem. Rząd w Berlinie z otwartymi rękami witałby jakiś nowy Mińsk 2 i nie zrobi nic, co mogłoby radykalnie zmienić sytuację na froncie na niekorzyść Kremla. Nie ma też mowy o jakimkolwiek wspieraniu obronności Polski, bo w ich wizji dobra Polska to słaba Polska. Akcja pod hasłem: „Damy wam system Patriot” to nic ponad bezduszny, bo żerujący na śmierci dwóch Polaków, pijar. Jak zwykle jednak niemiecka akcja znalazła swoje pudła rezonansowe nad Wisłą, które nawet w obliczu wojny i realnego zagrożenia są gotowe powtarzać obcą propagandę, zamiast stać na straży interesu Rzeczypospolitej. 

Reklama