Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Marek Bober
02.11.2023 20:25

Ameryka traci ducha

Po 25 latach „Wall Street Journal”, przy pomocy organizacji NORC i pod auspicjami University of Chicago, postanowił zadać respondentom te same pytania o wartości napędzające społeczeństwo. Wyniki przedstawiają nam zmieniającą się Amerykę. Niestety, na gorsze. Badania podsumowano znamiennie: „Ameryka wycofuje się z wartości, które kiedyś ją definiowały”. Nie są to jednak wyniki zaskakujące

W 2023 r. jedynie 38 proc. Amerykanów twierdzi, że patriotyzm jest „bardzo ważny”, w porównaniu z 70 proc. w 1998 r. Z kolei 39 proc. uważa, że religia jest „bardzo ważna”, w porównaniu z 62 proc. w 1998 r. A 30 proc. sądzi, że posiadanie dzieci jest „bardzo ważne” w porównaniu do 59 proc. w 1998 r. 

Jeśli popatrzymy na wyniki wśród najmłodszej części społeczeństwa, obraz wygląda jeszcze gorzej. Wśród osób poniżej 30. roku życia tylko 23 proc. twierdzi, że patriotyzm jest dla nich „bardzo ważny”, 31 proc. mówi, że religia jest „bardzo ważna”, a 23 proc. sądzi, że posiadanie dzieci jest „bardzo ważne”. 

Co jest dziś ważne dla Amerykanów?

Chociaż 70 proc. twierdzi, że małżeństwo jest „bardzo ważne” lub „dość ważne”, 65 proc. powiada, że wiara w Boga jest „bardzo ważna” lub „dość ważna”, 73 proc. twierdzi, że patriotyzm jest „bardzo ważny” lub „dość ważny”, to aż 91 proc. przyznaje, że samorealizacja jest „bardzo ważna” lub „dość ważna”, a 90 proc. podaje, że pieniądze są „bardzo ważne” lub „dość ważne”.

To wszystko przekłada się na rzeczywistość. Znacznie niższe są wskaźniki zawieranych małżeństw i urodzeń. W 1990 r. 67 proc. dorosłych Amerykanów w wieku ­25–54 lat było w związku małżeńskim. W 2021 r. spadło to do 51 proc. W 2020 r. w Stanach Zjednoczonych przypadało 56 urodzeń na każde 1000 kobiet w wieku 15–44 lata. W 1990 r. było 70,9. A wśród urodzeń – w 2021 r. 40 proc. dzieci urodziły niezamężne matki. Nic dziwnego, że populacja prawie nie rośnie. W 2022 r. wzrosła zaledwie o 0,4 proc., co stanowi niewielki wzrost w porównaniu ze wzrostem o 0,1 proc. w 2021 r., najniższym rocznym wzrostem liczby ludności od powstania narodu.

Patriotyzm w upadku

„Dewaluacja małżeństwa, dzieci i patriotyzmu, skupienie się na samorealizacji i pieniądzach są oczywiście oznakami kultury pogrążonej w egoizmie i materializmie, z utratą poczucia bycia częścią czegoś większego niż my sami” – pisze Star Parker na platformie The Patriot Post (Patriotpost.us) w komentarzu pt. „Naród popełniający samobójstwo”. Dodaje: „Nie jest to zachęcający obraz dla kraju, który ma nadzieję na przyszłość”.

Nad sprawą zastanawia się także redaktor naczelny „Washington Examiner” Hugo Gurdon, w komentarzu, który zatytułował „Dlaczego patriotyzm i nadzieja w Ameryce upadają”. Jego zdaniem sondaż „Wall Street Jorunal” pokazuje, że Amerykanie tracą wiarę oraz zainteresowanie swoim krajem i jego przyszłością. „Ameryka została w dużej mierze – pisze Gurdon – założona przez ludzi, którzy chcieli wolności praktykowania bez przeszkód swoich różnych wyznań. W ten sposób założycielski cel Ameryki jest szybko odrzucany przez ludzi obecnej kultury”. Skoro zaś rodzi się mniej dzieci, to mamy „obraz ludzi i narodu w tarapatach: zniechęconych, zdemoralizowanych i tracących nadzieję”.

Dlaczego patriotyzm jest w odwrocie w sytuacji stałego ataku lewicy na tradycyjną Amerykę? To ważne pytanie i odpowiada Gurdon: „Kto podczas demonstracji politycznych skanduje i trzyma transparenty z napisem: »Ameryka nigdy nie była wielka«? Lewicowcy. Kto naucza jadowitej i sfabrykowanej historii tego kraju, twierdząc, że racją bytu Ameryki było niewolnictwo? Lewica reprezentowana przez »New York Times« i jego wątpliwy Projekt 1619. Kto sieje podziały i beznadziejność w szkołach, ucząc dzieci, że jeśli są białe, to są dozgonnymi rasistami, a jeśli są czarne, to są ofiarami bez sprawstwa we własnej przyszłości? Lewica. Kto chce przy każdej okazji, aby ingerować i pouczać zwykłych ludzi, co mogą, a czego nie mogą robić, jak mają żyć, a jak nie, co mogą myśleć i co nie? Jest to wachlarz wyniszczającej apodyktyczności, która stara się kontrolować wszystko – od tego, jak ludzie inwestują swoje oszczędności, po to, jak gotują posiłki (nie będzie już kuchenek gazowych) i jak robią pranie”.

Autor porusza ciekawy wątek: „Ludzie, którzy są nauczani przez arogancką klasę rządzącą i opiniotwórczą, obejmującą większość naszych głównych instytucji, od prezydenta i jego partii po duże firmy, szkoły i uniwersytety, a także większość mediów informacyjnych i rozrywkowych, dowiadują się każdego dnia, że ich kraj nie jest i nigdy tak naprawdę nie był miejscem, w którym można się rozwijać, cieszyć się wolnością lub dążyć do szczęścia, tak jak Deklaracja niepodległości jasno określiła, po co powstała Ameryka. Widzą, jak ich własny naród i kultura są przesycone zwątpieniem, a ich rząd jest coraz mniej zdolny lub chętny do sprawowania jakiegokolwiek przywództwa, które uczyniło ten kraj wielkim. Coraz trudniej jest widzieć Amerykę jako lśniące miasto na wzgórzu, światło dla innych narodów”.

Kultura, która straciła wolę życia

Tematem zajęła się także Kaylee McGhee White, również z „Washington Examiner”, w artykule „Naród na krawędzi”. „Historyczne upadki – pisze – niegdyś wielkich imperiów, takich jak Ateny i Rzym, rozpoczęły się od zbiorowego poddania się, rezygnacji wśród ludzi, którzy uznali, że nie ma już dla nich znaczenia, czy ich kraj przetrwa, czy upadnie. Osłabienie gospodarek, niestabilność polityczna i niepewność kulturowa były objawami tej ambiwalencji – objawami, które teraz trapią Amerykę”. 

Autorka twierdzi, że wyniki sondażu „Wall Street ­Journal” wskazują, iż dzisiejsi Amerykanie są narodem pozbawionym wspólnych zworników, bez nadziei i dumy, które by łączyły.

„Wydaje się – wnioskuje – że jedyną wspólną cechą Amerykanów jest zamiłowanie do wygody, co jak na ironię jest konsekwencją bardzo ciężkiej pracy i innowacji, którymi teraz gardzimy. Alexis de Tocqueville ostrzegł, że pewnego dnia samolubny indywidualizm doprowadzi nas do zguby, i wygląda na to, że postanowiliśmy wykazać, iż miał rację”.

Ocenia dalej sondaż: „To ponury obraz kultury, która straciła wolę życia. Amerykanie nie lubią już tak bardzo naszego kraju ani my nie lubimy się nawzajem. Jest zrozumiałe, że jest wielu, wielu ludzi, którzy nie lubią siebie. Wskaźniki depresji, lęków i uzależnień rosną z każdym rokiem, a ogólne poczucie pesymizmu dominuje w publicznych sondażach dotyczących wszystkiego, od stanu gospodarki po szanse Ameryki na przetrwanie wojny z Chinami lub Rosją”.

I kończy zachęceniem: „Jak ujął to kiedyś historyk Arnold Toynbee: »Cywilizacje umierają w wyniku samobójstwa, a nie morderstwa«. Stany Zjednoczone są na krawędzi, a kilka następnych lat może bardzo dobrze zadecydować, czy amerykański eksperyment będzie kontynuowany, czy się rozpadnie. Chociaż ustalenia »WSJ« nie dają nam wiele powodów do optymizmu, powinny natchnąć nas na nowo odwagą; odwagą, by przywrócić wartości, których wielu boi się bronić, oraz przywrócić kraj, który kiedyś był wielki i może być znowu wielki”.

Kilkadziesiąt lat wysiłków, by „wyhodować” nowego Amerykanina – zapatrzonego w marksizm, polityczną poprawność i postępowość – przynosi skutki.