Odejście Marka Magierowskiego z funkcji rzecznika to strata dla urzędu prezydenta. Piszę to nie jako poseł PiS (proszę tego nie traktować jako stanowiska Klubu PiS), ale publicystka i koleżanka po fachu (poprzednim) Magierowskiego.
Zaangażowaliśmy się w politykę niemal w tym samym czasie i z oczywistych względów kibicuję mu. Jako rzecznik był świetny, dodawał dużo uroku i inteligenckiego sznytu urzędowi prezydenta, co – zwłaszcza po obrazie kancelarii prezydenckiej, który zbudowano podczas kadencji Bronisława Komorowskiego – było skokową zmianą na plus. Jak wiadomo, Magierowski zna siedem języków i w każdym ma coś do powiedzenia. Ma też cięty język i umiejętność dowcipnej riposty, swobodnie operuje ironią zamiast agresją i radzi sobie z najbardziej odrażającymi propagandystami. Słowem, utalentowany, dobrze wykształcony i zaangażowany po właściwej stronie fachowiec o dużym talencie medialnym. Widać jednak, i może to być memento dla kolejnych osób angażujących się w politykę lub pracę publiczną na wysokim szczeblu, że najbardziej procentują w polityce działania zespołowe, nie indywidualne jednostki. Magierowski był w polityce nowy. I jest indywidualistą. Przyszedł z dziennikarstwa, bez doświadczenia w jakiejkolwiek partii. Oparł swoją aktywność na bezwarunkowej lojalności wobec prezydenta Andrzeja Dudy. Ale faktycznie był sam.
Nowy rzecznik, Krzysztof Łapiński, był niemal od początku kadencji outsiderem w klubie PiS, bez większych szans na zajęcie jakiejś znaczącej pozycji w przyszłości, kontestującym otwarcie wiele działań Prawa i Sprawiedliwości. W Sejmie po raz pierwszy jako poseł, ale od lat w polityce, na zapleczu – jako asystent, pracownik biura prasowego, członek sztabu w kampaniach wyborczych. Zdolny, inteligentny, ambitny. Teraz w Kancelarii Prezydenta wreszcie będzie na pierwszej linii. Ale nie sam. Zapewne ten personalny pomysł, który musi budzić w PiS pewne zaskoczenie, wziął się stąd, że Łapiński blisko już kiedyś współdziałał z obecnym doradcą prezydenta, Piotrem Agatowskim, z którym – podobnie jak z Marcinem Mastalerkiem – pracował przy kampanii prezydenta Andrzeja Dudy. Agatowski, Łapiński, być może z Mastalerkiem w tle, mogą więc stanowić mocny zespół pracujący z prezydentem. Niekoniecznie (co można wnosić z dotychczasowych wypowiedzi Łapińskiego) będzie on zawsze zupełnie lojalny wobec obozu dobrej zmiany, ale z całą pewnością łączyć go będzie lojalność wobec interesów własnej grupy. Im dłużej te interesy będą utożsamiane z sukcesami Andrzeja Dudy, tym lepiej dla prezydenta. Dla PiS ta zmiana oznacza ważne pytanie: na ile otoczenie prezydenta, który – co warto pamiętać – wygrał wybory, głosząc program partii Jarosława Kaczyńskiego i deklarując jego realizację, będzie chciało nadal tak właśnie postrzegać cele tej prezydentury? I czy prezydent, wbrew różnym podpowiadaczom, sam utrzyma azymut, nie dając się prowokować do kontestowania Prawa i Sprawiedliwości i nie kierując się potrzebą reagowania na kabaretową propagandę opozycji? Warto to głośno i dobitnie artykułować – Andrzej Duda jest prezydentem, którego programem była dobra zmiana, którą dziś realizuje wraz z PiS – to dzięki niemu wygrał. Wypełnienie obietnic jest zobowiązaniem wobec wyborców Andrzeja Dudy w nie mniejszym stopniu niż premier Beaty Szydło. Zarzuty kabaretowej opozycji, że prezydent podpisuje ustawy uchwalone przez PiS, wynikają ze świadomego wprowadzania w błąd opinii publicznej – budowania fałszywego obrazu, że prezydent jest po to, by rząd kontestować, ustaw nie podpisywać albo przynajmniej podpisywać tylko niektóre. Na tym miałaby polegać jego „niezależność”. To oczywista bzdura, prezydent podpisuje ustawy, które wychodzą z jego obozu politycznego i wspiera działania rządu Beaty Szydło, bo są realizacją
jego programu.
Nie jest wykluczone, że zabiegi opozycji i jej propagandystów będą miały wpływ na działania Kancelarii Prezydenta. Że Andrzej Duda ulegnie ich medialnej presji i będzie starał się budować swój wizerunek jako prezydenta „niezależnego”, czyli polemizującego z partią, z której się wywodzi, lub kontestując część jej działań czy planów. Bo może być to suflowane jako coś, co przyniesie wizerunkowe profity. Nic bardziej złudnego. Cel postkomuny byłby wtedy w części zrealizowany. Trwa w końcu nieustająca, tocząca się dzień po dniu operacja ograniczania skuteczności obozu dobrej zmiany. Osłabienie roli prezydenta w tym procesie jest jednym z pierwszorzędnych zadań systemu III RP.
Źródło: Gazeta Polska
#dobra zmiana
Joanna Lichocka