Jedenastka wyborcza
We Francji dobiegła końca rejestracja kandydatów na prezydenta. Każdy z nich musiał zebrać ponad 500 podpisów poparcia od parlamentarzystów i radnych regionalnych.
Najwięcej „ojców chrzestnych” poparło kandydata Republikanów François Fillona (3635), na drugiej pozycji był oficjalny kandydat socjalistów Benoît Hamon (2039), a za nim niezależny kandydat centrolewicy Emmanuel Macron (1829). Marine Le Pen z Frontu Narodowego zgromadziła tylko 627 głosów i wyprzedzili ją skrajnie lewicowy Jean-Luc Mélenchon (805) oraz dość egzotyczni kandydaci Nicolas Dupont-Aignan (707) i Jean Lasalle (708), a nawet trockistka Nathalie Arthaud (637). Różnice te wynikają stąd, że niezależni deputowani i członkowie innych partii mają opory przed popieraniem kandydata narodowego, obawiają się m.in. ostracyzmu i nacisków w swoich regionach. Z kolei Front Narodowy przy jednomandatowych okręgach nie ma zbyt wielu wybranych przedstawicieli. Ostatecznie do finału zakwalifikowano 11 kandydatów, ale egzotyka części z nich pokazuje, że system „ojców chrzestnych” niezbyt służy zachowaniu powagi demokracji.
Ekstraklasa
Jedenastka kojarzy się z futbolem, więc przy tej terminologii pozostańmy. Trójka kandydatów reprezentuje ekstraklasę, dwójka pierwszą ligę, a reszta to niższa klasa rozgrywkowa. Ale po kolei.
Niezmiennie według sondaży I turę wygrywa Marine Le Pen, która od 2011 r. stoi na czele Frontu Narodowego, a od 2004 r. jest deputowaną do Parlamentu Europejskiego. Jest zwolenniczką opuszczenia strefy euro, także frexitu i przemodelowania współpracy europejskiej w „kontakty wolnych narodów”. Jej partia od lat obiecuje zrobienie porządku z imigracją i ograniczenie wpływów islamu. Program gospodarczy ma dość lewicowy, łącznie z obietnicą rozbudowy opieki socjalnej i nowych zasiłków. FN uchodzi za partię skrajną i radykalną, choć Marine Le Pen zrobiła wiele, by ten wizerunek ocieplić. Wszystkie sondaże przewidują jej wygraną w I turze i... porażkę w turze II.
Emmanuel Macron bywa nazywany „tajną bronią” prezydenta Hollande’a. Socjaliści po pięciu latach nieudolnych rządów są z góry skazani na porażkę. Macron opuścił ich rząd, gdzie był ministrem gospodarki, jeszcze w 2015 r. i zaczął budować własny ruch o skłonnościach centrolewicowych. Popiera go po cichu prawe skrzydło PS. Ma mocne poparcie wielu mediów i finansjery. Macron to człowiek establishmentu, absolwent elitarnej ENA (Krajowa Szkoła Administracji), kuźni kadr politycznych wszystkich partii. Był inspektorem finansów, bankierem u Rotschilda, doradcą gospodarczym Hollande’a w wyborach 2012 r., wreszcie ministrem w socjalistycznym rządzie Vallsa. Zarzuca się mu brak konkretnego programu, ale jego atutami są młodość, dobra prezencja, oficjalny brak związków z tradycyjnymi partiami, a także haki, które są wyciągane na przeciwników.
Trzeci gracz ekstraklasy to François Fillon, główna ofiara medialnej i prawnej nagonki (Penelopagate, czyli afera z zatrudnianiem żony jako asystentki). Fillon dość nieoczekiwanie w partyjnych prawyborach pokonał Alaina Juppégo i był kandydatem nr 1 na stanowisko prezydenta. Jego pozycją zachwiały afery, ale pozostaje w grze. Od 1981 r. był deputowanym swojego regionu Sarthe, w czasach prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego pełnił funkcję premiera rządu. Ubiegał się też o przywództwo w UMP (obecnie Republikanie) ale przegrał. Fillon uchodzi, niezbyt słusznie, za prawe skrzydło Republikanów. Wielu razi też jego przywiązanie do katolicyzmu. Jak na francuskie warunki okazuje się więc zbyt prawicowy i z jego obozu wyemigrowała duża grupa polityków centrum.
Pierwsza liga
Sukcesy Macrona spowodowały, że do pierwszej ligi spadł oficjalny kandydat socjalistów Benoît Hamon. Po wyborach francuskiej lewicy grozi daleko idąca dekompozycja i Hamon gra tu nie tyle o prezydenturę, ile o dobry wynik i mocną pozycję przetargową na przyszłość. Wygrał prawybory PS bez specjalnego błogosławieństwa prezydenta Hollande’a. Reprezentuje lewe i mocno zideologizowane skrzydło socjalistów. Nic dziwnego, że bardziej umiarkowani zaczęli popierać Macrona. Hamon dzieciństwo spędził w Senegalu, zaczynał od przywództwa socjalistycznej młodzieżówki, był też ministrem (m.in. edukacji). Sondaże dają mu ok. 11 proc.
Kolejny gracz tej ligi to także polityk lewicy. Jean-Luc Mélenchon był politykiem PS, którą opuścił w 2008 r. Jest senatorem z Essone, był ministrem w rządzie Lionela Jospina. W wyborach 2012 r. jako kandydat Frontu Lewicy uzyskał 11,1 proc. głosów. Proponuje utworzenie VI Republiki, wyjście z UE, „walkę z dyktaturą USA”. Wcześniej popierała go Komunistyczna Partia Francji, która obecnie jednak podzieliła się i część jej działaczy zaczęła wspierać Hamona.
Niższe klasy rozgrywkowe
Nicolas Dupont-Aignan uważa się za gaullistę i wywodzi z myśli generała ideę suwerenności Francji. Jest antysystemowy (krytyka finansjery i neoliberalizmu) oraz europosceptyczny. Jest absolwentem wspomnianej ENA, był deputowanym RPR, a później UMP, z którą rozstał się w 2007 r. W 2008 r. założył ruch Debout la Republique (Powstań, Republiko). W wyborach 2012 r. uzyskał 1,8 proc.
Nathalie Arthaud to druga kobieta w gronie kandydatów. Ma 47 lat, jest ekonomistką i szefuje trockistowskiej Walce Robotniczej. Postuluje likwidację kapitalizmu, zniesienie granic, pełne otwarcie na imigrantów. W poprzednich wyborach otrzymała 0,56 proc. głosów.
Dość podobnym kandydatem jest „jedyny kandydat robotnik” Phillippe Poutou z Nowej Partii Antykapitalistycznej (NPA). Poutou jest anarchistą, feministą, ekologiem, internacjonalistą, marksistą. Poza tym syndykalistą działającym w zakładach Forda w Żyrondzie. W 2012 r. zajął w wyborach prezydenckich ósme miejsce z wynikiem 1,15 proc. Na drugim biegunie jest François Asselineau. Suwerenista, zwolennik frexitu, były działacz Ruchu dla Francji (RPF). Obecnie kieruje UPR (Ludowa Unia Republikańska). Jest eurosceptykiem i zwolennikiem wyjścia ze strefy euro, ale też walki z „imperializmem amerykańskim” i opuszczenia przez Francję NATO. To już taka differentia specifica, także francuskiej prawicy.
Z politycznym centrum był związany Jean Lassale, który od 30 lat był lokalnym radnym w Pirenejach Atlantyckich. W 2002 r. wszedł do parlamentu z listy centrum. Zasłynął strajkiem głodowym, który prowadził przeciw przeniesieniu za granicę produkcji zakładów ze swojego departamentu. W 2013 r. pieszo obszedł Francję wokół, zapoznając się z „lokalnymi problemami”. W programie ma wydawanie prawa jazdy za darmo, ale też postulaty poważniejsze, jak obowiązkowa służba cywilna. W Syrii spotkał się z prezydentem Baszarem al-Asadem, co tłumaczono tym, że jest zdeklarowanym rusofilem (jak się okazuje przypadłość francuskiej lewicy, prawicy, ale i... centrum).
Listę jedenastu zamyka Jack Cheminade. Absolwent ENA, założyciel ruchu Solidarność i Postęp. Jego pomysły rozwoju badań kosmosu i budowy stacji orbitalnych oraz zakazu gry w Pokemony przyniosły mu sławę najbardziej „odlotowego” kandydata. Walczy z „imperium pieniądza”. W 1995 r. uzyskał 0,28 proc., w 2012 – 0,25 proc., więc wydaje się, że jego nawet szczątkowa popularność spada...
Na jedenastu kandydatów mamy dwie kobiety, zaledwie dwóch kandydatów euroentuzjastycznych, sporo politycznego planktonu od skrajnej lewicy po prawicę i niewiele znaków zapytania. Główny dotyczy tego, kto zajmie w I turze drugie miejsce i przejdzie do dogrywki z Marine Le Pen. Na razie wszystko wskazuje na to, że prezydentem zostanie po prostu wicelider, po zblokowaniu przeciw szefowej FN głosów tych, którzy odpadną.
Autor jest publicystą „Głosu Katolickiego” („Voix Catholique”) w Paryżu.