Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

System truje

Spore emocje wzbudziła wypowiedź red. Tomasza Sakiewicza dotycząca fatalnej jakości powietrza w polskich miastach: „Smog to efekt oligarchicznego systemu III RP.

Spore emocje wzbudziła wypowiedź red. Tomasza Sakiewicza dotycząca fatalnej jakości powietrza w polskich miastach: „Smog to efekt oligarchicznego systemu III RP. Biedni zatruwają siebie i bogatych, bo nie stać ich na normalne ogrzewanie”. Jedni mieli ubaw, ale – co ciekawe – nawet wśród ludzi lewicy pojawiały się głosy, że to właściwie trafna opinia.

Najpierw szersza perspektywa. Kilka lat temu ukazała się książka Richarda Wilkinsona i Kate Pickett zatytułowana „Duch równości. Tam, gdzie panuje równość, wszystkim żyje się lepiej”. Ważne: autorami są osoby o znacznym dorobku naukowym. Wilkinson to prekursor międzynarodowych badań nad społecznymi uwarunkowaniami zdrowia oraz wpływem nierówności na kondycję społeczeństwa. Studiował historię gospodarczą świata w London School of Economics. Z kolei Pickett wykłada na University of York oraz jest pracownicą naukową brytyjskiego National Institute for Health Research.

Zdrowie osoby – sprawa publiczna

Książka zaczyna się od przypomnienia, jak kształtowało się współczesne rozumienie nie tylko medycyny, lecz także troski o zdrowie społeczeństwa. Nie było łatwo:

„W 1847 roku Ignaz Semmelweiss odkrył, że mycie rąk przez lekarzy przyjmujących porody zdecydowanie zmniejsza liczbę kobiet umierających w wyniku gorączki połogowej. Zanim jednak odkrycie to uratowało wiele istnień, Semmelweiss musiał przekonać mnóstwo osób – zwłaszcza swoich kolegów po fachu – do zmiany zwyczajów. […] Znaczna część lekarzy nie traktowała jego pracy poważnie. Jego poglądy wyśmiewano, co doprowadziło go do obłędu i samobójstwa”.


Tu ważne wskazanie: przedindustrialna historia ludzkości toczyła się na ogół w społecznościach wiejskich, opierała się na mało inwazyjnym zużywaniu zasobów. Dziś jest inaczej: nie tylko metropolie, lecz także małe miasta to w praktyce skupiska różnych form zużycia zasobów naturalnych i przetworzonych, które służą podtrzymaniu wszelkiej aktywności życiowej: od spraw osobistych, przez zawodowe, po publiczne. Skupiska miejskie to wszelkie formy wydatkowania energii związane z dostarczeniem jedzenia i wody do miast, różnymi formami rozrywki, koordynacją życia we wspólnocie, zapewnienia bezpieczeństwa i czystości. Dziś już o tym nie pamiętamy, ale jeszcze na początku XX w. epidemie, na czele z hiszpanką, trzebiły i naszą część Europy.

Za egoizm oligarchii płacą wszyscy

Podtrzymywanie odpowiedniej jakości życia w miastach nie dzieje się samo – to potężna logistyka, która wiąże się z potrzebą dostarczania energii, z transportem, ogrzewaniem budynków i innymi formami zużycia tej energii, która daje im funkcjonalność (choćby prąd do poruszania się wind, oświetlania biur, działania kanalizacji itp.). Można powiedzieć, że dopóki będzie istniała cywilizacja, jaką znamy, samozatrucie odpadami masowej aktywności będzie nie do uniknięcia. Wizja zupełnie „zielonego świata” w ramach tej cywilizacji to pewien ideał – a my przynajmniej powinniśmy dążyć do minimalizacji negatywnych zjawisk.

Wrócę do książki Wilkinsona i Pickett. Autorzy wskazują, że wiele negatywnych zjawisk, które zachodzą, wynika z szerokich trendów społeczno-gospodarczych i mniej lub bardziej świadomie przyjętych rozwiązań politycznych, prawnych, instytucjonalnych. Tam, gdzie bogaci skupieni są na sobie i własnych interesach (i pasożytują na reszcie społeczeństwa), w większym stopniu kumulują się różnorakie negatywne zjawiska cywilizacyjne. Problemy są wypychane poza enklawy dobrobytu, zrzucane na uboższych. Południowoamerykańskie slumsy i tamtejsze oazy luksusu to rażący przykład. Oto dla jednych jest komfort, sukces życiowy i zdrowie, a dla przytłaczającego ogółu dzielnice nędzy, przemoc, prostytucja, zła jakość życia. Ale w tak niebezpiecznym świecie nawet poruszający się z eskortą bardzo bogaci są o wiele bardziej zagrożeni niż przeciętny Europejczyk na ulicy własnego miasta. Sądzę, że nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takim świecie – tym bardziej że dobrobyt jest w nim udziałem dość nielicznej części społeczeństwa.

Smog, bogaci i biedni

Nie wszystkie złe zjawiska związane z niewydolnymi systemami polityczno-ekonomicznymi da się po prostu zrzucić na uboższych. I nie dotyczą one tylko krajów drugiego czy Trzeciego Świata. W Europie, w Polsce, także zmagamy się z tymi poważnymi wyzwaniami cywilizacyjnymi. I tu właśnie pojawia się kwestia smogu. Wypowiedź redaktora Sakiewicza była trafna i logiczna. Po pierwsze, znaczna część Polaków zarabia tak mało, że kupuje najtańszy opał. Nie bez powodu przy okazji badania efektów wprowadzenia programu Rodzina 500+ wprost mówimy także o ograniczeniu ubóstwa energetycznego. Po drugie (tu już dodam własne uwagi do wypowiedzi naczelnego "Gazety Polskiej Codziennie”), znaczna część Polaków, szczególnie tam, gdzie ograniczono sprawną komunikację publiczną, zmuszona jest do korzystania z własnych samochodów. Nawet stosunkowo niewielkie miasta stoją codziennie w korkach. Bardzo często są to wyeksploatowane auta, które można kupić już za 1000 zł. Po trzecie, w Polsce od lat, dziwnym trafem z wielkim zyskiem dla deweloperów, zabudowuje się korytarze przewietrzania miasta – to w skali mikro. W skali makro zaś – efektem jest coraz większe nasycenie powietrza „energetycznymi odpadami”. Nazwijmy to wprost: to jeden z najbardziej szkodliwych społecznie, przez lata niezauważanych przez opinię publiczną sposobów na prywatyzowanie zysków i upublicznianie strat.

W Polsce niestety zbyt mało mówi się o „efektach ubocznych” modelu rozwoju III RP. To zabawne, że niekiedy ludzie, którzy uważają się za „niepokornych na umyśle”, żyją w banieczce swoich lumpenliberalnych przekonań, które nie pozwalają im szerzej patrzeć na zjawiska ekonomiczne i gospodarcze, i powtarzają, że „społeczeństwo nie istnieje”. Tymczasem smog to w znacznej mierze właśnie taki „odpad procesów społeczno-gospodarczych”: zjawisko, które się wzmaga, bo przeoczono wiele bardzo istotnych i dość dwuznacznych zjawisk związanych z naszym modelem transformacji. Myśleliśmy o rozwoju w czarno-biały sposób: cieszyliśmy się sukcesem materialnym, ale zapomnieliśmy, że tylko zrównoważony rozwój to szerszy dobrostan, ale też mniej inwazyjne podejście do środowiska naturalnego. Dziś miasta się duszą, nawet zatłoczone samochodami obszary poddane suburbanizacji – duszą się i krztuszą dosłownie i w przenośni, ponieważ bogaci i wpływowi dbali przede wszystkim o siebie, własny dobrobyt, własny komfort, ponieważ nie wypadało głośno mówić, że rozwój to również ryzyko strat i kosztów, którym należy świadomie przeciwdziałać przez odpowiednią politykę. W pewnym sensie bogatsi do dziś są w lepszej sytuacji: stać ich choćby na droższe maski przeciwsmogowe. Ale także ich truje system, który wyprodukowali.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#smog

Krzysztof Wołodźko