Nie ma nic bardziej demoralizującego dla życia społecznego, politycznego, szacunku dla zasad ustrojowych i tożsamości narodowej niż martwe zapisy w konstytucji. Od lat odnieść można wrażenie, że Rzeczpospolita Polska ani nie urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej, ani specjalnie nie kieruje się zasadą zrównoważonego rozwoju. I ktoś się chyba pomylił: w konstytucji III RP powinna być raczej mowa o aspołecznej, zamiast społecznej gospodarce rynkowej. Najgorsze, gdy to właśnie państwo polskie coraz bardziej rozmija się z własnymi ustrojowymi założeniami.
Czy przesadzam? Przyjrzyjmy się bliżej tylko jednemu z kilku opublikowanych ostatnio przez organizacje społeczne dokumentów, poświęconych rodzimej rzeczywistości na styku państwa i prywatnego biznesu. Mówię o raporcie „Outsourcing usług ochrony oraz utrzymania czystości w instytucjach publicznych. Wpływ publicznego dyktatu najniższej ceny usług na warunki zatrudniania pracowników przez podmioty prywatne”, napisanym przez Katarzynę Dudę, badaczkę z Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a. Już na jego wstępie autorka zwraca uwagę, że w realiach III RP realizacja wartości społecznych i rynkowych przebiegała asymetrycznie: o tych pierwszych w praktyce zapomniano, kierując się filozofią jak najtańszego państwa. Wywarło to wpływ choćby na zasady kontraktowania usług technicznych w instytucjach publicznych i wpłynęło niekorzystnie na warunki zatrudniania pracowników przez dostawców usług.
Traktowani gorzej niż źle
Brzmi to sucho. Rzecz w tym, że ten raport nie powstałby w takiej formie, gdyby nie historia z Poznania sprzed dwóch lat. Wydarzyła się na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza oraz w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Obie te instytucje w podobnym czasie zerwały umowy z firmą świadczącą usługi utrzymania czystości w budynkach „z powodu nagminnego naruszania warunków umowy i niewywiązywania się z zakresu obowiązków”. Okazało się również, że firma, która wygrała przetarg, nie wypłaca pensji sprzątaczkom (do dziś z tego się nie wywiązała, a minęły już dwa lata), a w dodatku wykonywała płatne ze środków publicznych usługi dla prokuratur, urzędów skarbowych oraz Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Wyzysk po polsku pod okiem państwa? I owszem, najciemniej pod latarnią.
W tamtym czasie „z terenu do centrali” szły już sygnały, że coś jest mocno nie tak z systemem zamówień publicznych. Wiosną 2013 r. wojewoda podkarpacka Małgorzata Chomycz-Śmigielska informowała platformerskie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, że zatrudniani przez prywatne firmy szeregowi pracownicy wykonujący pod okiem i na rzecz państwa usługi są traktowani gorzej niż źle. W oficjalnym piśmie do ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza (11 kwietnia 2013 r.) pani wojewoda pisała: „Uprzejmie proszę Pana Ministra o zwrócenie uwagi na szczególnie trudną sytuację osób zatrudnianych przez jednostki świadczące usługi ochrony osób i mienia oraz sprzątania, w tym również w jednostkach administracji publicznej. Wyłonione w drodze przetargu firmy, kalkulując koszty składanych ofert, wykorzystują obowiązujący stan prawny, proponując zawieranie umów cywilnoprawnych (o dzieło lub zlecenia) z mocno zaniżonymi stawkami”. Co więcej, zwróciła uwagę, że z punktu widzenia dobrostanu państwa i ze względu na dobro społeczne lepiej byłoby, gdyby szeregowi pracownicy wykonujący usługi na rzecz instytucji publicznych byli zatrudniani na etat.
Równanie w dół
Kłopot w tym, że problemy z „tanim państwem” nie zaczęły się dla wielu pracowników najemnych i dla prywatnych firm startujących w publicznych przetargach wraz z rządami PO. Pierwsze impulsy wyszły od rządu Prawa i Sprawiedliwości jeszcze w 2005 r. Minister finansów Zyta Gilowska mocno wspierała koncepcję outsourcingu podstawowych usług w obrębie administracji publicznej. Platforma Obywatelska poszła o wiele dalej, co w ciągu kilku lat doprowadziło do znacznego pogorszenia warunków pracy i płacy wśród sprzątaczek i w branży ochroniarskiej. To ważne, ponieważ w tym segmencie usług państwo jest jednym z największych podmiotów zamawiających i na jego zamówieniach opiera się byt sporej części polskich firm z branży „sprzątanie, ochrona, catering”.
A ponieważ instytucje publiczne zaczęły wymagać coraz więcej (nierzadko grożąc wysokimi karami za niewywiązywanie się ze zobowiązań) i równocześnie płacić coraz mniej, rynek „równania w dół” szybko ukazał swoją patologiczną postać. Firmy zaczęły specjalizować się w optymalizacji kosztów, aby tylko otrzymać przetarg i nie wypaść z branży. Mechanizm jest bardzo podobny do tego, który doprowadził do wielu fiask w branży budowlanej, w sektorze partnerstwa publiczno-prywatnego.
Katarzyna Duda stwierdza, że „dyktat najniższej ceny stworzył problem z ofertami tak niskimi, że podważały wiarygodność wykonawcy i niosły ryzyko niewykonania zamówienia”. Doprowadziło to do sytuacji, w której wiele firm, oferując najniższą cenę, zbankrutowało, ponieważ źle skalkulowało koszty pod presją „wymuszonej taniości”. Jeśli komuś brak było dotąd empirycznych dowodów na to, że „im taniej, tym gorzej” to właśnie ten model zaduszania rynku i biznesu zdecydowanie daje do myślenia.
Czy to jest ta Polska lepsza od PRL u?
Najboleśniejsze jest to, że właśnie polskie państwo jest zdecydowanie współodpowiedzialne za życiowe tragedie wśród pracowników najemnych, którzy wpadli w błędne koło życia pracujących ubogich. A takie życie równa się niemal ciągłej pracy, bardzo niskim zarobkom, nie ma w nim prywatności i intymności, co wiąże się z utratą kontroli nad czasem (tego typu bardzo źle opłacane prace powodują np. brak określenia wymiaru czasu oraz konieczność pełnej gotowości na każde wezwanie do pracy). To wiąże się także z rozpadem i kryzysami rodzin (problem opisany w badaniach), chronicznym przemęczeniem, problemami zdrowotnymi, marginalizacją społeczną, blokadą szans na awans społeczny, ekonomiczny, kulturowy – nie tylko własny, ale np. także dzieci. Nazwijmy rzecz po imieniu: to skandal, że państwo polskie od lat tworzy biedotę.
Skoro często pytamy samych siebie, pytamy również swoich przeciwników ideowych i politycznych: dla kogo ma być państwo polskie? – to zauważmy również te kobiety i tych mężczyzn, nierzadko starszych już ludzi, pozostawionych samym sobie, szorujących i strzegących gmachy polskich sądów, instytucji naukowych i administracyjnych, i tych stołecznych, i tych prowincjonalnych. Czy to jest ta Polska lepsza od PRL u? Czy dla nich jest lepsza, skoro żyją w ciągłej harówce za grosze? Czy ci prości ludzie, którzy miesiącami nie dostają pensji w imię „taniego państwa”, którzy przed świętami Bożego Narodzenia, Wielkanocy, uroczystościami rodzinnymi muszą się zadłużać na skromne prezenty – czy to są jacyś gorsi Polacy, wliczeni w koszta „taniego państwa”?
Dobra zmiana dla wszystkich
Bardzo przepraszam za patos, ale czy ich miałaby ominąć dobra zmiana? To są przecież zwykli ludzie, z których wielu co niedzielę chodzi do kościoła, którzy chcą być dumni z Polski, czuć się dobrze we własnym kraju, którzy wychowują dzieci albo chcieliby pomagać swoim wnukom, nierzadko są to kobiety, sprzątaczki, które dorabiają na emeryturze i po powrocie do domu mają jeszcze wiele obowiązków – ponieważ mężczyźni u nas szybciej niedołężnieją, a na systemową pomoc opiekuńczą nie ma co u nas liczyć, jeśli nie ma się dość pieniędzy. To jest właśnie ta Polska najnormalniejsza z normalnych. To jest Polska ludzi, od których politycy wymagają np. chodzenia na wybory, ale którym nie są w stanie zaoferować lepszego państwa, często również dlatego, że są wyznawcami najbardziej ordynarnego lumpenliberalizmu. I właśnie ta najzwyklejsza Polska jest jeszcze dodatkowo wbijana w ziemię przez państwo i jego filozofię oszczędzania na najsłabszych. Powtórzę: to jest skandal.
W omawianym raporcie czytamy m.in., że najniższa stawka godzinowa, potwierdzona w trakcie badań, wynosiła 3,40 zł netto na umowie o dzieło w jednym z urzędów wojewódzkich. Z kolei 3,70 zł na godzinę to stawka, za jaką pracują ochroniarze w opolskim szpitalu MSWiA. Z tymi danymi czytelników zostawię. Gratulacje dla twórców taniego państwa: taka dieta na pewno działa. Choć szkoda, że przez znaczną część historii III RP głodzą oni innych, a nie siebie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko