Do tego, że jesteśmy strofowani przez Matkę Unię i jej prymusów w rodzaju Republiki Federalnej Niemiec, powinniśmy w zasadzie przywyknąć. Gorzej, kiedy pouczany ma przeczucie graniczące z pewnością, że pouczający go myli się dogłębnie i fundamentalnie, a zastosowanie się do pouczeń owocować może tylko nieszczęściem.
Coś w tym jest, że konstatacje takie rodzą się w niejednym kraju, „polskim ciemnogródku”, ale również w Czechach, na Węgrzech czy u przedstawiciela starej Unii – Austrii.
Chodzi rzecz jasna o emigrantów. Z niezgłębionego powodu (chyba że za racjonalny powód uznać wierność raz ustanowionym dogmatom poprawności politycznej) władze Niemiec uznały, że wszyscy emigranci są sobie równi, że nie ma różnicy między sowieckim dysydentem, represjonowanym przez komunę Polakiem a przybyszem z krajów islamu faktycznie ogarniętych wojną, ale... dlaczego koniecznie dążącym do Europy? Kraje Zatoki Perskiej cierpią na deficyt rąk do pracy, ściągają ludzi z Pakistanu czy Indonezji.
Czemu nie podążają tam bracia w wierze? Ano dlatego, że tam dostaliby schronienie i pracę, ale nie darmowy socjal.
W dodatku dziwię się Niemcom, że nie budzi ich niepokoju praktyczna jednowyznaniowość przybyszy, pozwalająca podejrzewać, że to nie biedni uchodźcy, ale przyszli zdobywcy. (Nawiasem mówiąc, w większości są to młodzi, zdrowi mężczyźni, którzy dopiero potem mają zamiar sprowadzić swoje żony i dzieci).
Nasz region Europy doświadczony rozmaitymi dziejowymi traumami rozumie to bez słów. A Zachód?
– Niemcy ciągle niosą brzemię nazizmu, Francuzi kolonializmu, a lewacy tak są przeżarci nienawiścią do chrześcijaństwa, że wolą zdechnąć od islamskiego noża, przyjąć burki i burnusy, niż powiedzieć: „Stop!”.
To jest nasza cywilizacja. Owoc pracy wielu pokoleń. Przyjmiemy tylko tych, którzy przyjmą serio nasze reguły. Chcecie do Europy, zostańcie chrześcijanami! Albo chociaż ateistami! Gdybyśmy uciekali w drugą stronę, wy wyegzekwowalibyście bezwzględnie obowiązkowe przejście na islam. A nie, to do domu. Nie będziemy hodować i sponsorować naszej jutrzejszej zagłady.
Ale dzisiejsi Niemcy, Francuzi czy Anglicy nie są do tego zdolni.
Jedyne, na co ich stać, to pouczać nas, żebyśmy wzięli z nich wzór, otworzyli się na Wandali spod znaku półksiężyca i zginęli razem z całą Europą. Otóż nie! Nie zginiemy. Przestańcie nas pouczać, bo prędzej czy później my z ciągle żywym chrześcijaństwem i poczuciem przynależności do europejskiej kultury katedr i uniwersytetów będziemy wam cholernie potrzebni, zwłaszcza kiedy dojdzie – a musi – do rekonkwisty!
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski