Kilka tygodni temu reprezentacja partyjna postkomunistów o nazwie SLD przypomniała sobie nagle o ofiarach ludobójstwa na Wołyniu. Ugrupowanie dowodzone przez byłego komunistycznego aparatczyka zaapelowało o bojkotowanie polityków Swobody. Teraz śladem Leszka Millera ruszyła Solidarna Polska. Od razu pojawia się jednak pytanie o powód tego w gruncie rzeczy dość nieoczekiwanego przypływu wrażliwości na los zamordowanych bestialsko Polaków. Szczególnie u postkomunistów. Wszak podobnej empatii nie sposób się u nich doszukać w przypadku zakatowanych choćby przez UB czy zabitych za czasów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Przyznam, że nie przypominam sobie, kiedy postkomuniści widzieli polskich polityków okazujących jakiekolwiek względy liderowi Swobody. Z tego co wiem, nikt z nim nie prowadził rozmów, nikt nie zapraszał go do współpracy. Owszem, Tiahnybok był na scenie na Majdanie, gdy przemawiał z niej choćby Jarosław Kaczyński. Ale dla wszystkich jest chyba zupełnie oczywiste, że lider PiS mówił do Ukraińców, z których większość szefowi Swobody kompletnie nie ufa. Zwracał się do ludzi, którzy desperacko walczą o zablokowanie wciągnięcia swojego kraju w rosyjską strefę wpływów. I tu dochodzimy do sedna sprawy. W czyim interesie leży znieczulenie Polaków na los Ukrainy? W czyim interesie leży zdyskredytowanie protestu na Majdanie, by Zachód przestał się nim interesować?
Otóż leży w interesie tych, którzy przez dziesięciolecia zakazywali upamiętniania ludobójstwa na Wołyniu – władzy na Kremlu, zwierzchników i pana Millera, i jego starszych kolegów. Rozumiem gorycz rodzin kresowych. Serce mi się ściska na myśl o tysiącach naszych rodaków barbarzyńsko zamordowanych przez bojówki UPA. Ale przyznam, że wykorzystywanie pamięci tych ofiar przez postkomunistów i przez Moskwę napawa mnie obrzydzeniem. Ukraińcy będą w końcu musieli stanąć w prawdzie. Będą musieli zmierzyć się ze swoją momentami nieludzko okrutną przeszłością, ale na pewno nigdy nie zrobią tego pod władzą Kremla. Wiem, że przedstawiciele rodzin kresowych mają zwyczajnie dość czekania na prawdę. Pytają: dlaczego mamy ograniczać swoje prawo do upamiętnienia zakatowanych przodków, napominani ciągle wyjątkowością znaczenia relacji polsko-ukraińskich? Odpowiedź jest prosta
– bo tylko w pełni wolna Ukraina będzie w stanie uszanować to prawo, w innym wypadku ofiary ludobójstwa na Wołyniu będą – jak przez ostanie dziesięciolecia – zakładnikami polityki Kremla. Wszystkim, którzy z jakimś zrozumieniem patrzą na apele polskich postkomunistów, a ostatnio i Solidarnej Polski, przypominam, że żadne z tych ugrupowań nawet słowem nie zająknęło się o konieczności wymuszenia na Rosji upamiętnienia ponad stu tysięcy Polaków, ofiar ludobójstwa na tle narodowościowym, którego dopuściła się Rosja w drugiej połowie lat 30. Nie słyszałam, by ktokolwiek wzywał do bojkotu politykow FR, którzy gloryfikują czasy sowieckie. A przecież nie trzeba byłoby ich szukać w marginalnych ugrupowaniach (w gruncie rzeczy takim jest Swoboda), bo są na szczytach władzy. Dziwnym trafem męczeństwo naszych rodaków nie jest dla nich aż tak istotne. A może jest mniej opłacalne politycznie?
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Katarzyna Gójska-Hejke