Nie sądziłem, że kiedyś to napiszę: jeśli nie będzie w Polsce przestrzegane prawo pracy, to nie staniemy się wolnym państwem. Czy przemawia przeze mnie socjalizm? Nie, konserwatywny realizm.
Na czołówki działów ekonomicznych gazet często trafiają informacje o rosnącym zadłużeniu Polaków i problemach ze spłatą kredytów. W tabloidach kolejne newsy o komornikach u celebrytów i u zwykłych ludzi. O sytuacjach bez wyjścia. Rzadziej można przeczytać o zaległościach pracodawców względem pracowników. A te rosną lawinowo. W 2012 r. będą o ok. 20 proc. wyższe niż w roku poprzednim i z pewnością grubo przekroczą 100 mln zł. I mówimy tu tylko o tych zaległościach, które trafiają do statystyk. Jaka jest rzeczywista skala zaległości – trudno dokładnie powiedzieć. Ale w katolickim kraju warto przypomnieć, że na liście grzechów wołających o pomstę do nieba jest także „Zatrzymanie zapłaty robotnikowi”.
Nie chodzi więc o żaden socjalizm, ale zwykłe przestrzeganie wzajemnych zobowiązań. To, które ponoć jest fundamentem ustroju kapitalistycznego. Jeśli tak, to czy naprawdę żyjemy w takim państwie?
Mówi się także, że najczęściej łamanym w Polsce prawem jest kodeks drogowy. Nieprawda. Akurat przestrzeganie prawa drogowego jest u nas wyjątkowo ostro i stanowczo egzekwowane. O wiele trudniejsze do kontrolowania jest prawo pracy. Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadza regularne kontrole i ukazują one wiele nieprawidłowości, ale w wypadku relacji między pracownikiem a pracodawcą o wiele łatwiej o szarą strefę niż na drogach. Samochodu nie ukryjemy, przed radarem nie uciekniemy. Natomiast w pracy łatwo o zmowę milczenia.
Z zaciśniętymi zębami
Bezrobocie w Polsce przekroczyło 12 proc. To wystarczająco dużo, by w pracy zamilknąć, zacisnąć zęby i cieszyć się z tego, co jest. Nawet jeśli ma się świadomość niesprawiedliwego i niezgodnego z prawem traktowania. Do takich niechlubnych praktyk w polskich firmach należy praca ponad wymiar. Trudna, prawie niemożliwa do skontrolowania, ale czterdziestogodzinny tydzień pracy to w Polsce fikcja.
A jeśli pracodawca chce całkowicie obejść prawo pracy, to nie będzie miał z tym specjalnego problemu. Proszę bardzo, umowa zlecenia i umowa o dzieło. Nikt mu na siłę prawa pracy nie wciśnie.
Firm, które działają inaczej i zgodnie z prawem, jest w Polsce wiele. Nie ma jednak mechanizmu promowania pracodawcy za to, że wyłamuje się z szeregu i dobrze traktuje pracownika. To w ogóle nie jest ważne. Dlaczego?
Charakterystyczną cechą ostatniego dwudziestolecia jest ustalenie dość szczególnych granic dla polityczności. Polityczną kwestią stawały się różne sprawy, mniej lub bardziej poważne. Należała do nich zarówno aborcja, jak i dopalacze. Jest jednak cały zbiór zagadnień, który nigdy nie wszedł do publicznego obiegu. Kwestie społeczne nigdy nie należały do głównego nurtu politycznych zainteresowań i nigdy nie przejęły publiki na tyle, by stać się ważnym elementem programów politycznych. Panowało i panuje przekonanie o konieczności zmian społecznych, które dokonują się od 1989 r. i o ich niezbędnych kosztach. Nawet, jeśli łączą się ze zwykłym złodziejstwem. Ale to tylko część nowej ideologii. Gdyby tylko ona miała zawiadywać umysłami wyborców, nie byłoby tak źle.
Problem jest głębszy i wiąże się z narzuconą Polsce kolonialną etyką, która składa się z kilku elementów.
Po pierwsze, Polacy uwierzyli w to, co kładzie się im od dłuższego czasu do głowy, czyli nabrali przekonania o własnej niższości. Czują się nie tylko biedniejsi od Niemca czy Francuza, ale także gorsi pod względem kultury, w tym kultury pracy.
Tym można wytłumaczyć łatwość, z jaką przyjęły się w Polsce praktyki, które wcześniej nie miały miejsca: praca ponad wymiar, praca w weekendy, niszczenie życia rodzinnego, podporządkowanie każdego elementu swojego rozwoju ekonomicznej użyteczności. Tak powstała popularna ideologia, która
służy zwykłemu wyzyskowi.
Kryzys rodziny
Po drugie, podporządkowując się tej ideologii,
Polacy zmieniają swoje życie rodzinne, a raczej kastrują je lub całkowicie unieważniają. Powstała w ten sposób luka pokoleniowa trwale osłabi pozycję państwa w Europie. Mniej obywateli to także mniej głosów i mniejsza reprezentacja w instytucjach unijnych. To także perspektywa osłabienia ekonomicznej siły państwa i dalszego rozwoju gospodarczego. Wreszcie, zmniejszenia szans na rozwój kulturowy. Młode narody mogą więcej, są aktywne i innowacyjne. Stare głównie konsumują.
Niekorzystne trendy demograficzne nie mogą zostać przezwyciężone, jeśli nie zmieni się w Polsce etyka pracy. Nie da się bowiem pogodzić planów na stworzenie dużej rodziny – a wszystkie badania pokazują, że wartości rodzinne wciąż liczą się bardzo dla młodych ludzi – z intensywną, prawie nieustającą pracą. Nie da się wreszcie rodziny utrzymać, jeśli nie ma się stabilności ekonomicznej, która dla rodziny oznacza regularną płacę.
Poczuj się wartościowy
Ale jest jeszcze kolejny problem. Wyzyskiwany pracownik ma niskie poczucie własnej wartości. Czuje się beznadziejny, bo mimo wkładanego wysiłku nie osiąga zamierzonych efektów, dostaje niską pensję lub czeka na nią miesiącami. Podporządkowany jest przy tym autorytarnym strukturom we własnych miejscach pracy. To niewolnictwo ekonomiczne przekłada się także na niewolnictwo polityczne. Od czasów antycznej Grecji obywatelami są tylko ludzie wolni ekonomicznie, niewolnicy zaś nie są w stanie tworzyć państwa. Jeśli więc mówimy o przeszkodach w budowaniu w Polsce społeczeństwa obywatelskiego i o braku uczestnictwa zwykłych ludzi w polityce, to nie można zapominać o tym właśnie aspekcie.
Na kogo bowiem zagłosuje niewolnik – jeśli już pójdzie do wyborów? Na tego, kto będzie prowadził go za rękę i kto powie mu, co ma robić, dokładnie tak samo jak autorytarny szef. Będzie dawał się chłostać i skubać. Jeśli natomiast wyzwoli się jako pracownik, łatwiej mu będzie postawić się także w roli obywatela. Z jednej strony, nie da się oskubać i podwyższać w nieskończoność podatków – nareszcie będzie asertywny. Z drugiej strony, skoro nie będzie niewolnikiem, to poczuje się odpowiedzialny także za miejsce, w którym pracuje, w którym mieszka i które jest jego państwem. Stanie się rozsądny.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Mateusz Matyszkowicz