Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Media

Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej": Tresowany cyrk Michnika

W życiu widziałem bałwanów rozmaitych, zdecydowanie najbardziej mnie brzydziły figury pneumatycznych wielkości, które gotowe były służyć każdemu, kto mógł pompować ich groteskowe baloniki. Najbardziej pozbawioną godności hałastrą były wszelkiego autoramentu wielkości świata prawniczego.

Tych – już w epoce nieboszczki PZPR – naspotykałem co niemiara. Jeden lepszy od drugiego, a każdy wydzielał osobliwy zapach stęchlizny pomieszany ze smrodkiem wyniosłości i odorkiem gotowości służenia wpływowym i możnym. Protoplastą takich pokrętniaków był niejaki profesor Buchała. Nieodżałowany i odważny profesor Władysław Mącior rozpoczynał swoje wykłady od napisania na tablicy dwóch słów: Buc i chała, co zawsze wywoływało salwy śmiechu ze strony studentów i gromy wściekłości ze strony Ćwiąkalskich i innych wysługujących się na uniwersytecie pezetpeerowskich partyjniaków. Tak w III RP rosła chwała partyjnych „autorytetów” od praw i wszelkich jego interpretacji. 

Reklama

Obok funkcjonował tryb bezpartyjnych akolitów, takich choćby jak profesor Andrzej Zoll, który jak tylko dowiedział się, że jego syn Fryderyk zgrzeszył zbliżeniem się do środowiska Porozumienia Centrum, omal nie runął rażony apopleksją i oczywiście natychmiast synalka ewakuował z niepożądanych kręgów. Dodajmy do tego postpezetpeerowca Andrzeja Rzeplińskiego, pieszczoszkę Jaruzelskiego Ewę Łętowską, czy niewidomą na drodze i zafascynowaną Aleksandrem Kwaśniewskim Małgorzatę Gersdorf i mamy niemal w komplecie „elitę prawniczą”, która daje podstawę do psychiatrycznych wygibasów mecenasa Romana Giertycha. Do tego dorzućmy jeszcze peerelowskiego adwokata Wojciecha Hermelińskiego oraz eurosędziego Marka Safiana i mamy pełny zestaw nazwisk, które w każdej okoliczności „wyśpiewają” Michnikowi i jego przyjaciołom wszystko, na co tylko ze strony tych środowisk pojawi się zapotrzebowanie. Ten „koncert życzeń” trwa od początku istnienia kiszczakowskiej III RP. Każdy szwindel, który będą chciały popełnić warsiafskie salony, natychmiast uzyska napuszone uzasadnienie ze strony tych „autorytetów”. Gdyby sądowe meble piszczały za każdym razem, gdy w polskich sądach popełniane są nieprawości, to nad budynkami, które w Polsce są zwyczajowo świątyniami Temidy, unosiłby się jeden wielki, trudny do zniesienia, wrzask. Jeśli zresztą dobry Pan Bóg sprawiłby, żeby za mówienie nieprawdy i niesprawiedliwość prawnicy tracili choć na jeden dzień głos, to mielibyśmy milczące sądy i prokuratury jak Polska długa i szeroka. 

Jeżeli uzupełnimy to o poziom prawnej biegłości i wiedzy prokuratora generalnego Adama Bodnara, to mimowolne uczucie zażenowania i wstydu staje się udziałem każdego w miarę wykształconego obywatela. Na domiar złego ten fanatycznie zacietrzewiony jegomość pełnił w naszym kraju kiedyś funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich. Jeżeli urzędy odpowiedzialne za stosownie prawa znalazły się w rękach takich ludzi, to jak może nas dziwić fakt, że wszelkie clownady bezczelnego i głupawego jednak mecenasa Giertycha natychmiast znajdowały uzasadnienie w ustach służalczych profesorków?

Tradycja podpisywania zbiorowych protestów i listów trwa od czasów PRL-u i w dzisiejszej rzeczywistości ma już marginalne znaczenie. Służy jednak podtrzymywaniu gotowości ze strony kręgów, które uważają siebie za „elitę”, a są już tylko złogami po systemie, w którym byli komuniści i ich pokojowe pieski mieli być koryfeuszami polskich dusz. Tradycja ta zresztą zdecydowanie schodzi na psy. Kiedyś takie listy podpisywała towarzyszka Szymborska z całym fraucymerem pasowanych na intelektualistów snobów i dorobkiewiczów. Teraz pozostali jedynie wypróbowani towarzysze z kręgu Kwaśniewskiego, jakieś Frasyniuki i Kurdej-Szatany oraz resztki Michnikowego cyrku – wygląda to coraz bardziej komicznie i byłoby nawet zabawną komedyjką, gdyby tak paskudnie nie psuło polskiej niepodległości i struktur państwa.    

Źródło: Gazeta Polska
Reklama