16 listopada 2015 r. Sławomir Cenckiewicz napisał na Facebooku:
Wencel: najwybitniejszy publicysta w historii Polski„Odwiedziłem w Nowym Jorku grób płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchmana - naszych zapomnianych bohaterów!
Skoro koledzy i dobrzy znajomi znaleźli się niemal we wszystkich resortach nowego rządu, to myślę, że najdalej za rok, kiedy ukaże się już biografia płk. Matuszewskiego mojego autorstwa, przeniesiemy obu ministrów do kraju i złożymy ich na Powązkach!
Obaj służyli w armii, pracowali w służbach specjalnych, dyplomacji i ministerstwie skarbu, więc siłą tylu resortów i służb uda się nam ich przenieść z Nowego Jorku do Polski! Tu nie pamięta o nich przysłowiowy >>pies z kulawą nogą<<, nie odwiedza konsul i ambasador RP, nie mówiąc już o delegacjach z Polski”.Reklama
Skąd ta cisza? Dlaczego postać Ignacego Matuszewskiego została w III RP zamilczana? Przecież to o nim, jako szefie polskiego wywiadu w czasie wojny polsko-bolszewickiej Józef Piłsudski powiedział:
Do tego Matuszewski to postać barwna, człowiek skazany na karę śmierci zarówno przez bolszewików, jak i Niemców, poza tym mąż pierwszej polskiej mistrzyni olimpijskiej Haliny Konopackiej…„Była to pierwsza wojna, którą Polska prowadziła od wielu stuleci, w czasie której mieliśmy więcej informacji o nieprzyjacielu niż on o nas”.
Czy nie jest tak dlatego, że przywrócenie pamięci Matuszewskiego może być dla III RP niemniej niewygodne, jak przywrócenie Polsce twórczości Józefa Mackiewicza, o które obóz niepodległościowy musiał stoczyć ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” wieloletnią batalię?
Wojciech Wencel nazwał Matuszewskiego „najwybitniejszym publicystą politycznym w historii Polski”. Rzecz w tym, że w swej publicystyce przedstawiał on tezy, za które w III RP mógłby zostać skazany przez sąd, jak stało się w przypadku poety Jarosława Marka Rymkiewicza.
Naród niegodny samodzielnego istnienia
Rozpocząłem niniejszy szkic od słów Matuszewskiego o „polskich” komunistach napisanych w amerykańskim Detroit w 1946 r. W opublikowanym wówczas artykule w „Dzienniku Polskim” z 3 czerwca 1946 r. Matuszewski postawił tezę, że komuniści „polscy” tym różnią się od pozostałych, że nieporównywalnie bardziej nienawidzą własnego narodu i państwa.
Porównując ich z komunistami rosyjskimi stwierdzał: „Komunizm >>polski<< nigdy nie był polski – zawsze był antypolski. Komunizm rosyjski był antycarski, antydemokratyczny, nie był jednak antyrosyjski”.
Pokazywał też, jak wygląda działanie komunistów gdzie indziej: „kiedy antypaństwowość i antynarodowość komunistów niemieckich jest wstrzemięźliwa a może nawet nieszczera, kiedy antypaństwowość komunistów francuskich, hiszpańskich czy włoskich napotyka na wewnętrzne opory, czego dowodem liczne nawrócenia z komunizmu, antypaństwowość i antynarodowość komunistów polskich jest dominującą dla nich cechą”.
Przypominał haniebne korzenie komunistów znad Wisły, którzy walczyli z państwem polskim, którego… jeszcze nie było: „Wołali głośno, że naród polski niezdolny jest i niegodny samodzielnego istnienia. Nienawidzili samej myśli o możliwości zmartwychwstania Polski niepodległej. Róża Luksemburg polemizowała przed pierwszą wojną światową z Leninem, dowodząc, jako >>Polka<<, że niepodległościowe dążenie polskie są >>reakcyjne<<”.
Matuszewski starał się zrozumieć przyczyny tego fenomenu i postawił następującą hipotezę:
Próbował opisać, jak poszczególne części układanki składały się na ów fenomen. I jakie były jego skutki:„Komunizm polski mniej wygląda na zjawisko socjalne, niż na objaw patologiczny… Jak gdyby nadmiar miłości do Polski wyzwalał w chorych duszach nienawiść do Polski. Jak gdyby polskiemu prawu poświęcenia dla ojczyzny odpowiadał bunt lękających się tego prawa - hasłem poświęcenia ojczyzny”.
„Prawdopodobnie inne były źródła nienawiści do Polski u Feliksa Kona, inne zaś u Feliksa Dzierżyńskiego. Różne mogły być motywy nienawiści do Polski Radka, Marchlewskiego, Unszlichta, Wasilewskiej, Żymierskiego, Bieruta... Jedno zdaje się pewne: że antypolskie nastawienie >>polskich<< komunistów stało się całym ich programem. W ciągu 20 lat niepodległości byli przeciwni Polsce w każdej sprawie: w sprawie Wilna i Śląska, Lwowa, Gdańska, Cieszyna i Pomorza, granic traktatu ryskiego, granic traktatu wersalskiego. Byli wreszcie przeciw Polsce napadniętej przez Hitlera”.
Stwierdzał, że nawet „dygnitarze rosyjscy patrzą na nienawidzących własnego państwa komunistów >>polskich<< jak na psychopatów, którym można powierzyć dzieło zniszczenia, ale których się nie traktuje jak równych”.
Prorokował więc – przypomnijmy – w 1946 r.: „władza w ręku >>polskich<< komunistów jest nie tylko władzą posłusznych obcych agentów, lecz także władzą psychopatów, gotowych niszczyć nie tylko z rozkazu, ale z własnego porywu, burzyć nie tylko teraźniejszość ale i całą przeszłość”.
Niebezpieczne analogie
Nie ukrywajmy, czytając te słowa w 2016 r. nie myślimy tylko o rozprawie komunistów z polskością w latach 40. i 50. W nieunikniony sposób myślimy o tuszowaniu Smoleńska i parkosyzmach nienawiści wobec domagających się prawdy o nim ze strony środowisk „Gazety Wyborczej” czy tygodnika „Polityka”. Myślimy też o braku skrupułów targowiczan z KOD-u, by szkalować własne państwo na całym świecie, skoro władzę przejął w nim znienawidzony obóz niepodległościowy.
Publicystyka Matuszewskiego jest niebezpieczna, bo nasuwa cały szereg podobnych interpretacji i analogii, a ta dotycząca „polskich” komunistów jest tylko jednym z wycinków, składających się na jego koncepcję myślenia o Polsce, jej historii i współczesności. Koncepcję, która – możemy powiedzieć to w 70 lat po jego śmierci – znakomicie przetrwała próbę czasu.
To tylko niewielki fragment szkicu-sylwetki Ignacego Matuszewskiego, który ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika „Nowe Państwo” dostępnym w sprzedaży