„Łże jak bura s..a” – tak prymitywnymi słowami premier Polski Beatę Szydło zaatakował Wojciech Lemański, na którego jeszcze w 2014 r. została nałożona suspensa. Odnalazł się na marszach i demonstracja Komitetu Obrony Demokracji. Agresja ulicy wyraźnie nie służą… Zwłaszcza kulturze osobistej.
Lemański uciekł do używania „języka ulicy” w reakcji na wywiad, którego polska premier udzieliła tygodnikowi „Gazeta Polska”. Chodzi m.in. o rozgrywanie przez opozycję nastrojów społecznych.
To, że po prawie dwóch latach rządów mamy rekordowe, ponad 40-procentowe poparcie społeczne, świadczy, że rządzimy dobrze i Polacy akceptują zmiany, które wprowadzamy. Nie akceptują ich jednak politycy opozycji, gdyż oni kierują się nie dobrem wspólnym, lecz przede wszystkim własnym egoistycznym interesem politycznym. Wielokrotnie mówili, że do walki z rządem będą wykorzystywać „ulicę i zagranicę”. I to robią.
Mając to na uwadze, trudno zaakceptować tezę, że ostatnie protesty były spontaniczne. To była dobrze wyreżyserowana i dobrze opłacona akcja, mająca uderzyć w polski rząd. Zresztą tak samo jak słynny już pucz w Sejmie w grudniu ubiegłego roku. Nie zmienia to faktu, że sporo osób protestowało, bo ma inne zdanie niż my. Rozumiemy to i szanujemy. To przecież normalne w demokracji
- mówiła w rozmowie z „GP” Beata Szydło.
Te słowa pobudziły bywalca wieców „totalnej opozycji” do umieszczenia na Facebooku wpisu, w którym nazwał on premier RP „marionetką naczelnika”. Ale na tym Lemański nie poprzestał i popłynął... Obraził wielu polityków partii rządzącej. Jednak najwiięcej premier.
„(…) Skoro ta osoba zdecydowała się tysiącom ludzi, którzy wyszli na ulice i place polskich miast i miasteczek by stanąć w obronie niezależności sądów - zdecydowała się publicznie napluć w twarz i oskarżyć nas o to, że protestowaliśmy wtedy za pieniądze i pod czyjeś dyktando. To powiem o tej nieporadnej, zakompleksionej i mijającej się z prawdą na każdym kroku kobiecie, słowami marszałka Dorna - "łże jak bura suka"”
- skomentował w wyjątkowo prymitywny sposób.
Później Lemański poprawił swój wpis, usuwając ostatnie zdanie. Ale w internecie nic nie ginie…