Chcieliśmy rozładować napięcie, które pan Bartosz nakręcał - to był nasz cel. Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki. I ta satyra okazała się skuteczna; działania pana Kramka ludzie po prostu wyśmiali. Nie było nic lepszego, co mogliśmy zrobić dla społeczeństwa i dla przestrzegania prawa w Polsce, niż rozładować napięcie i skłonić do przestrzegania prawa - mówił dziś przed Sądem Apelacyjnym redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.
Lata po wyroku skazującym w pierwszej instancji, Tomasz Sakiewicz doczekał się głosu w głośnym procesie, jaki wytoczył mu Bartosz Kramek, przewodniczący rady Fundacji Otwarty Dialog. Po wysłuchaniu redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, Sąd Apelacyjny w Warszawie ogłosi wyrok 11 sierpnia br. Udzielenie głosu stronie pozwanej wcale nie było takie oczywiste dla sędziego Tomasza Jaskłowskiego - prowadzącego proces w niższej instancji. Więcej tutaj:
Za tę okładkę szef fundacji Otwarty Dialog podał nas do sądu. GP już dwa lata temu pisała o jego związkach z Rosją i niemieckimi pieniędzmi pic.twitter.com/FX2alut3pQ
— Tomasz Sakiewicz (@TomaszSakiewicz) April 23, 2019
Rozprawa zaczęła się ok. godz. 10. W dużej mierze poświęcono ją przesłuchaniu naczelnego „GP”. - Zwykle pozwany ma dwie instancje, w których może się wypowiedzieć. Proszę mieć świadomość, że mam tylko jedną instancję, bo sąd pierwszej instancji dwukrotnie - mimo upomnień Sądu Apelacyjnego - uniemożliwił mi występowanie. Uniemożliwiono mi normalny przebieg procesu - mówił na początku Sakiewicz.
Rozpoczęła się sprawa sądowa z Kramkiem w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie.
— Tomasz Sakiewicz (@TomaszSakiewicz) July 15, 2022
Trzymajcie kciuki! pic.twitter.com/a6qOAFKuZ5
Wspominał, że z fundacją Otwarty Dialog spotkał się przy okazji Majdanu. - Nie miałem wiedzy na temat tego, że Bartosz Kramek to człowiek o kilku twarzach i o kilku dnach działalności. Takie sygnały zaczęły w pewnym momencie dochodzić, ale nie były potwierdzone. Po 2015 roku zaczęliśmy się przyglądać jego działalności, bo zdumiewało nas, że pan Bartosz Kramek - mogąc sobie wybrać różne kraje do swojej działalności - tak bardzo skupił się na zwalczaniu demokracji w Polsce, jeszcze pod hasłem „otwarty dialog”… On jest tak samo otwarty, jak Bartosz Kramek, który pozwał ponad trzydziestu dziennikarzy (redakcję „Gazety Polskiej” - przyp. aut.), żeby zamknąć ich usta. To dialog absolutnie zamknięty. To też cel rozprawy - mówił dalej.
Naczelny „GP” przekonywał, że „jednym z celów Fundacji Otwarty Dialog jest cenzura, zamknięcie ust krytykom”, ale najważniejszym celem - jak wskazał - „jest doprowadzenie do obalenia demokracji w Polsce, pod hasłami praworządności”.
- Jeśli ktoś chce wygasić państwo, czy zamknąć państwo - jak mówił pan Bartosz Kramek - to znaczy, że chce dokonać przewrotu konstytucyjnego, chce coś zrobić poza wolą demokracji, poza wolą konstytucji. On to państwo chciał wyłączyć, wygasić. Znamy to z wojny hybrydowej, z puczów. Dokładnie taki scenariusz miał być przeprowadzany w Polsce. Taką próbę podjęto - podkreślił.
Przypomniał, że „zapowiedzi pana Bartosza znalazły miejsce w jego późniejszych działaniach, co spowodowało między innymi aresztowanie go przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem prania pieniędzy pochodzących od rosyjskich służb specjalnych”. - Jak tylko sąd go wypuścił, pierwsze co zrobił, to poszedł wspierać białoruskie i rosyjskie służby na polskiej granicy, próbując ją przerwać - nawiązał do sierpnia 2021 roku.
Obywatele RP i Kramek niszczący zasieki na granicy pic.twitter.com/5PLRug1gqB
— Dariusz Korolczuk (@copone1dak) August 29, 2021
- Pan Bartosz Kramek brał w tym udział siłowo, fizycznie. Napadł na polską granicę. Nie pomyliliśmy się. Powiem więcej. Nie doceniliśmy tej sytuacji - przyznał.
Odnosząc się do samej okładki podkreślił, że była satyryczna. - Formacja, która była tam przedstawiona (gdańscy policjanci - w rzeczywistości ustawka nazistowskiej propagandy - przyp. aut.), nie istnieje. To nie miało być racjonalne, a śmieszne. Nie ma wajchy, którą można „wygasić państwo”. Symbolem tego jest na przykład przerywanie granicy, łamanie szlabanu. To pasowało - tłumaczył dalej zamiar wykorzystania fotografii.
I dalej:
„Czy ta okładka mogła wyrządzić krzywdę? Nie wybraliśmy munduru żołnierzy Wehrmachtu czy SS czy NKWD. Wybraliśmy nieistniejącą formację, która podlegała Lidze Narodów, i która została przejęta przez hitlerowskie Niemcy po napadzie na Polskę. Ta formacja jednak nigdy nie została uznana za zbrodniczą. To zdjęcie, w tym konkretnym kontekście, było po prostu śmieszne. Oczywiście można dyskutować o poczuciu humoru - ten proces jest dowodem na to, że powód na z tym problem - ale u każdego normalnego człowieka wywołuje uśmiech. Teraz dyskutujemy: czy dlatego, że u pana Bartosza Kramka zdjęcie nie wywołało uśmiechu, będziemy się spotykać w kolejnych instancjach?”.
- Chcieliśmy rozładować napięcie, które pan Bartosz nakręcał - to był nasz cel. Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki. I ta satyra okazała się skuteczna; działania pana Kramka ludzie po prostu wyśmiali. Nie było nic lepszego, co mogliśmy zrobić dla społeczeństwa i dla przestrzegania prawa w Polsce, niż rozładować napięcie i skłonić do przestrzegania prawa - mówił dalej Sakiewicz.
Trwa przesłuchanie w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. pic.twitter.com/dldf20dgd4
— Tomasz Sakiewicz (@TomaszSakiewicz) July 15, 2022
Wyraził przekonanie, że czytelnicy zrozumieli żartobliwy przekaz.- Jeśli chodzi o Gazetę Polską, historia była najważniejszym elementem edukacji. Uważaliśmy i nadal uważamy, że nie wolno kształtować czytelnika bez znajomości historii. Ta historia, ale też wiele innych, związanych z II wojną światową, jest zrozumiała i oczywista - mówił przed sądem.
Przekonywał też, że nawoływanie do „wygaszenia państwa” może oddziaływać na część „słabych umysłów”. - Nie pójdzie na to cała ludność, wyborcy jednej czy drugiej partii politycznej, ale może się pojawić kolejny pan Cyba, który zabił działacza PiS-u. To jest niebezpieczeństwo takich nawoływań. Że ktoś wejdzie do sądu i rzuci granat, że ktoś wejdzie do Narodowego Banku Polskiego i zrani prezesa instytucji… - odwołał się do niedawnych gróźb lidera opozycji.
- Każdy czytelnik wie, nawet kompletnie nieznający historii, że to już nie może się dziać. Wie, że pan Bartosz może tylko na aukcji internetowej kupić sobie stalhelm, ale że w takim stalhelmie nie chodzi. Z resztą… te wyszły z użycia w niemieckiej armii w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. To sytuacja nierealna, ale przez podobieństwo niektórych elementów budzi uśmiech. To właśnie na tym polega ta satyra - wskazał.
Na końcu zaznaczył:
„ponieważ sąd dał mi w ogóle szansę wystąpienia i nie uznał, że jestem gorszy w prawie, to chciałem za to po prostu podziękować”.