GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Proces Kramek-Sakiewicz. Naczelny "GP" broni się przed sądem: Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki

Chcieliśmy rozładować napięcie, które pan Bartosz nakręcał - to był nasz cel. Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki. I ta satyra okazała się skuteczna; działania pana Kramka ludzie po prostu wyśmiali. Nie było nic lepszego, co mogliśmy zrobić dla społeczeństwa i dla przestrzegania prawa w Polsce, niż rozładować napięcie i skłonić do przestrzegania prawa - mówił dziś przed Sądem Apelacyjnym redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.

fot. Anna Maria Szczepianiak/ Telewizja Republika

Lata po wyroku skazującym w pierwszej instancji, Tomasz Sakiewicz doczekał się głosu w głośnym procesie, jaki wytoczył mu Bartosz Kramek, przewodniczący rady Fundacji Otwarty Dialog. Po wysłuchaniu redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, Sąd Apelacyjny w Warszawie ogłosi wyrok 11 sierpnia br. Udzielenie głosu stronie pozwanej wcale nie było takie oczywiste dla sędziego Tomasza Jaskłowskiego - prowadzącego proces w niższej instancji. Więcej tutaj:

Proces Kramek kontra Sakiewicz. Zdumiewające słowa sędziego: "Mogę dzisiaj wydać wyrok. Mnie nie zależy"

Trwa rozprawa, a nagle sędzia do Kramka: Czuję się niezręcznie, bo Pan występował w mojej obronie

Co zrobił sędzia w procesie Kramek - Sakiewicz? Rzecznik dyscyplinarny zwraca uwagę na kwestię bezstronności



Źródłem batalii na drodze cywilnej jest satyryczny fotomontaż, jaki pojawił się na okładce 33. numeru „Gazety Polskiej” w 2017 roku. „Nowa kampania wrześniowa” - pisali wówczas Jacek Liziniewicz oraz Wojciech Mucha o „wygaszaniu państwa” - planach Kramka. Tekst zilustrowano sławetnym zdjęciem nazistowskiej propagandy, choć w miejsce twarzy hitlerowskich żołnierzy (przebranych w mundury policjantów gdańskich) pojawił się m.in. wizerunek ww. - Chcieliśmy rozładować napięcie, które pan Bartosz nakręcał - to był nasz cel. Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki - tłumaczył Sakiewicz, wracając do decyzji redakcji sprzed lat.



Rozprawa zaczęła się ok. godz. 10. W dużej mierze poświęcono ją przesłuchaniu naczelnego „GP”.  - Zwykle pozwany ma dwie instancje, w których może się wypowiedzieć. Proszę mieć świadomość, że mam tylko jedną instancję, bo sąd pierwszej instancji dwukrotnie - mimo upomnień Sądu Apelacyjnego - uniemożliwił mi występowanie. Uniemożliwiono mi normalny przebieg procesu - mówił na początku Sakiewicz.

Wspominał, że z fundacją Otwarty Dialog spotkał się przy okazji Majdanu. - Nie miałem wiedzy na temat tego, że Bartosz Kramek to człowiek o kilku twarzach i o kilku dnach działalności. Takie sygnały zaczęły w pewnym momencie dochodzić, ale nie były potwierdzone. Po 2015 roku zaczęliśmy się przyglądać jego działalności, bo zdumiewało nas, że pan Bartosz Kramek - mogąc sobie wybrać różne kraje do swojej działalności - tak bardzo skupił się na zwalczaniu demokracji w Polsce, jeszcze pod hasłem „otwarty dialog”… On jest tak samo otwarty, jak Bartosz Kramek, który pozwał ponad trzydziestu dziennikarzy (redakcję „Gazety Polskiej” - przyp. aut.), żeby zamknąć ich usta. To dialog absolutnie zamknięty. To też cel rozprawy - mówił dalej.

Naczelny „GP” przekonywał, że „jednym z celów Fundacji Otwarty Dialog jest cenzura, zamknięcie ust krytykom”, ale najważniejszym celem - jak wskazał - „jest doprowadzenie do obalenia demokracji w Polsce, pod hasłami praworządności”.

- Jeśli ktoś chce wygasić państwo, czy zamknąć państwo - jak mówił pan Bartosz Kramek - to znaczy, że chce dokonać przewrotu konstytucyjnego, chce coś zrobić poza wolą demokracji, poza wolą konstytucji. On to państwo chciał wyłączyć, wygasić. Znamy to z wojny hybrydowej, z puczów. Dokładnie taki scenariusz miał być przeprowadzany w Polsce. Taką próbę podjęto - podkreślił.

Przypomniał, że „zapowiedzi pana Bartosza znalazły miejsce w jego późniejszych działaniach, co spowodowało między innymi aresztowanie go przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem prania pieniędzy pochodzących od rosyjskich służb specjalnych”. - Jak tylko sąd go wypuścił, pierwsze co zrobił, to poszedł wspierać białoruskie i rosyjskie służby na polskiej granicy, próbując ją przerwać - nawiązał do sierpnia 2021 roku.



Mowa o tym zajściu:



- Pan Bartosz Kramek brał w tym udział siłowo, fizycznie. Napadł na polską granicę. Nie pomyliliśmy się. Powiem więcej. Nie doceniliśmy tej sytuacji - przyznał.

Odnosząc się do samej okładki podkreślił, że była satyryczna. - Formacja, która była tam przedstawiona (gdańscy policjanci - w rzeczywistości ustawka nazistowskiej propagandy - przyp. aut.), nie istnieje. To nie miało być racjonalne, a śmieszne. Nie ma wajchy, którą można „wygasić państwo”. Symbolem tego jest na przykład przerywanie granicy, łamanie szlabanu. To pasowało - tłumaczył dalej zamiar wykorzystania fotografii.

I dalej:

„Czy ta okładka mogła wyrządzić krzywdę? Nie wybraliśmy munduru żołnierzy Wehrmachtu czy SS czy NKWD. Wybraliśmy nieistniejącą formację, która podlegała Lidze Narodów, i która została przejęta przez hitlerowskie Niemcy po napadzie na Polskę. Ta formacja jednak nigdy nie została uznana za zbrodniczą. To zdjęcie, w tym konkretnym kontekście, było po prostu śmieszne. Oczywiście można dyskutować o poczuciu humoru - ten proces jest dowodem na to, że powód na z tym problem - ale u każdego normalnego człowieka wywołuje uśmiech. Teraz dyskutujemy: czy dlatego, że u pana Bartosza Kramka zdjęcie nie wywołało uśmiechu, będziemy się spotykać w kolejnych instancjach?”.

- Chcieliśmy rozładować napięcie, które pan Bartosz nakręcał - to był nasz cel. Satyra jest najłagodniejszą formą krytyki. I ta satyra okazała się skuteczna; działania pana Kramka ludzie po prostu wyśmiali. Nie było nic lepszego, co mogliśmy zrobić dla społeczeństwa i dla przestrzegania prawa w Polsce, niż rozładować napięcie i skłonić do przestrzegania prawa - mówił dalej Sakiewicz.

Wyraził przekonanie, że czytelnicy zrozumieli żartobliwy przekaz.- Jeśli chodzi o Gazetę Polską, historia była najważniejszym elementem edukacji. Uważaliśmy i nadal uważamy, że nie wolno kształtować czytelnika bez znajomości historii. Ta historia, ale też wiele innych, związanych z II wojną światową, jest zrozumiała i oczywista - mówił przed sądem.

Przekonywał też, że nawoływanie do „wygaszenia państwa” może oddziaływać na część „słabych umysłów”. - Nie pójdzie na to cała ludność, wyborcy jednej czy drugiej partii politycznej, ale może się pojawić kolejny pan Cyba, który zabił działacza PiS-u. To jest niebezpieczeństwo takich nawoływań. Że ktoś wejdzie do sądu i rzuci granat, że ktoś wejdzie do Narodowego Banku Polskiego i zrani prezesa instytucji… - odwołał się do niedawnych gróźb lidera opozycji.

- Każdy czytelnik wie, nawet kompletnie nieznający historii, że to już nie może się dziać. Wie, że pan Bartosz może tylko na aukcji internetowej kupić sobie stalhelm, ale że w takim stalhelmie nie chodzi. Z resztą… te wyszły z użycia w niemieckiej armii w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. To sytuacja nierealna, ale przez podobieństwo niektórych elementów budzi uśmiech. To właśnie na tym polega ta satyra - wskazał.

Na końcu zaznaczył:

„ponieważ sąd dał mi w ogóle szansę wystąpienia i nie uznał, że jestem gorszy w prawie, to chciałem za to po prostu podziękować”.



Ogłoszenie wyroku odbędzie się 11 sierpnia 2022 roku o godz. 10 w sali numer 1 w V Wydziale Cywilnym Sądu Apelacyjnego przy ul. Plac Krasińskich 2/4/6 w Warszawie.

 



Źródło: niezalezna.pl

am