Śledztwo w sprawie Sławomira Nowaka zatacza coraz szersze kręgi i na jaw wychodzą nowe fakty. Dotyczą one osób, które mają postawione zarzuty odnoszące się do działania razem z Nowakiem w zorganizowanej grupie przestępczej, a które były związane z układem skupionym wokół Donalda Tuska i Pawła Grasia w czasie rządów Donalda Tuska. W grupie Sławomira Nowaka bardzo ważna rolę odgrywał Grzegorz W. - negatywnie zweryfikowany funkcjonariusz SB, który po odwołaniu trafił do policji – mówiła red. Dorota Kania zapowiadając swój program „Koniec systemu”.
W najnowszym wydaniu programu dziennikarka poruszyła poruszyła nowe wątki w sprawie Sławomira Nowaka. Po dzisiejszym materiale być może łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego były premier Donald Tusk, który tak chętnie komentuje wydarzenia w polskiej i światowej polityce dyplomatycznie milczy na temat dawnego współpracownika.
Kulisy dziennikarskiego śledztwa red. Dorota Kania opisała na łamach najnowszego numeru tygodnika „Gazeta Polska”
„Jedną z bardzo ważnych osób w tej sprawie jest były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa i były policjant Grzegorz W., wspólnik Pawła Wojtunika, byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Przez lata pozostając w cieniu, miał istotny wpływ na najbliższe otoczenie Donalda Tuska. Według naszych informacji najbardziej sensacyjne dane znajdują się w 60 tomach niejawnych akt, w których są m.in. stenogramy podsłuchów oraz informacje pochodzące z obserwacji i działań operacyjnych. Część z nich powstała w Trójmieście, gdzie rezyduje Grzegorz W. i gdzie mieszka główny konstruktor afery, czyli Sławomir Nowak. A także inni prominentni politycy PO, z którymi zażyłe związki miał (i ma nadal) Grzegorz W.”
- czytamy w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” dostępnym w sprzedaży od 27 stycznia.
W drugiej części programu rozmowa z Piotrem Woyciechowskim, publicystą, ekspertem ds. służb specjalnych. Dorota Kania pytała, co się stało, że na początku lad 90. nie udało się odsunąć od władzy ludzi powiązanych z komunistycnzymi służbami.
Trzeba powiedzieć, że to jest to wynik przyjęcia pewnego modelu budowania aparatu bezpieczeństwa III RP na fundamentach aparatu represji państwa komunistycznego. Z tym wiąże się także pozorowanie tzw. procesu weryfikacji byłych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa do nowotworzonego Urzędu Ochrony Państwa. Sformułowanie weryfikacja jest tylko nazwą potoczną. Nie było czegoś takiego ani w oficjalnej dokumentacji, ani w aktach normatywnych.
- tłumaczy Piotr Woyciechowski.