Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Senatus – mała bestia!

„Senat – zła to bestia” to druga część łacińskiego przysłowia zaczynającego się od – też może nieco dyskusyjnego – stwierdzenia: „senatores boni viri”, czyli że senatorowie to porządni ludzie, ale ten Senat…

W sfałszowanym przez polskich komunistów na potężną skalę referendum z 1946 r. pod propagandowym hasłem „3 x tak” trzecie pytanie dotyczyło likwidacji Senatu. Mikołajczykowski PSL, którego nazwę dziś bezczelnie przyswoili sobie spadkobiercy pseudoludowych sojuszników komunistów, wzywał wtedy do symbolicznego głosowania przeciw temu postulatowi. Ci sami komuniści w ramach mafijnej ugody z agenturalną częścią Solidarności w 1989 r. odtworzyli zlikwidowany przez siebie Senat chyba przez perwersyjną złośliwość, bo ta z pozoru izba wyższa żadnego sensu ustrojowego nie ma, a służyła wszystkim partiom głównie za przechowalnię zasłużonych bojowników, którzy nie nadawali się wszakże do uprawiania prawdziwej polityki.

Państwo skrojone na miarę antypolską

Taki stan trwał dopóty, dopóki partie antypolskie ponoszące w kolejnych wyborach klęskę za klęską nie zjednoczyły sił i nie uzyskały w Senacie przewagi jednego głosu, co dało im możliwość wybrania swojego kamrata na marszałka – destruktora działań ustawodawczych Sejmu.

Po co zajmować się człowiekiem, który jest obecnie trzecią osobą w państwie? Otóż po to, by pokazać, jak to państwo zostało przy okrągłym stole skrojone na antypolską miarę. Gdy pierwszym prezydentem odrodzonej RP miał wedle tajnej zmowy zostać Wojciech Jaruzelski, kompetencje prezydenta były znaczne i wręcz kluczowe do przeprowadzenia pokojowego przejścia komunistów na pozycje kapitalistycznych miliarderów mogących tworzyć prywatne media i koncerny. Kiedy TW „Bolek” (o czym świadczą akta IPN) zaczął zagrażać pozycji pseudosolidarnościowych tuzów okrągłego stołu, w tzw. małej konstytucji z 1992 r. na wszelki wypadek okrojono kompetencje prezydenta, niestety dość pospiesznie i bezmyślnie.

Konstytucja, sklecona w 1997 r. przez Kwaśniewskiego i kolegów, wciśnięta została narodowi w drodze wielce podejrzanego, zapewne sfałszowanego referendum i mimo różnych oczywistych niedoróbek i absurdów w niej zawartych do dziś broniona jest przez partie antypolskie bardziej niż niepodległość. Kiedy niespodziewanie prezydentem RP zostanie nie ten, co trzeba, czyli nie z ich sitwy  – jak Lech Kaczyński, a obecnie Andrzej Duda – zaraz rozpoczyna się kampania, a to że wtyka nos w nie swoje sprawy, gdy premier jest z sitwy, a to że jest notariuszem czy wręcz „długopisem” prawicowego premiera.

Kolejne bastiony sitwy totalnej

Wyznaczony przez sitwę na prezydenta, jeszcze jako zastępujący poległego w Smoleńsku Lecha Kaczyńskiego, jako druga osoba w państwie, choć zapewne czuł się już pierwszą, Bronisław Komorowski wdziera się do Kancelarii Prezydenta z jednym zadaniem – wyrwania z rąk jego współpracowników raportu z rozwiązania WSI. No bo niestety, nie wszystkie akta komuszych służb specjalnych i ich agentów udało się zniszczyć za panowania poprzednich prezydentów.

Trybunał Konstytucyjny, a teraz Sąd Najwyższy, to kolejne bastiony obsadzone przez dogadujące się od 1989 r. sitwy w celu nadal totalnej, choć uszminkowanej na demokratyczną, kontroli nad ciemnym ludem katotalibów, żeby nawet gdy głosuje on masowo za radykalną zmianą, do żadnych zmian nie dopuścić przez zablokowanie skandalicznymi często wyrokami trybunałów. Instytucje te są szacowne i nie podlegają żadnej krytyce, dopóki siedzą w nich „swoi”, a gdy władzę przejmą nominaci demokratycznie wybranej większości, natychmiast tracą one prestiż, ba, wręcz przestają istnieć! To przecież wprost powiedziała kandydatka-niekandydatka na prezydenta największej partii antypolskiej: „Prezydenta nie ma, Trybunału Konstytucyjnego nie ma, Sądu Najwyższego nie ma!”.

Wynika z tego wszystkiego logiczny wnosek – państwa polskiego też nie ma, kiedy nie oni rządzą! Problem w tym, że kiedy „rządzą”, nie ma go jeszcze bardziej, bo staje się bantustanem zarządzanym przez różnych mocodawców. A to z Berlina  – Sikorski otwarcie apelujący do Niemiec, by „wzięły większą odpowiedzialność za Europę”, a to wprost z Moskwy  – Tusk o Putinie: „nasz człowiek w Moskwie”. Namiestnicy mają ślepo wykonywać najszkodliwsze nakazy Brukseli  – rzecznik premier Kopacz o przyjmowaniu każdej liczby uchodźców. Ci, którzy do tej ponurej konstatacji doszli, usiłują od kilku lat doprowadzić do tego, by Polska nie tylko realnie zaistniała, lecz także „żeby była Polską”, a to oznacza konieczność zdobywania krok po kroku kluczowych narzędzi do uczciwego nią zarządzania.

Strach zajrzał w oczy Hydry

Mamy teraz istną wojnę o przeprowadzenie wyborów prezydenckich w takim terminie, by zapewnić ciągłość władzy. Przy tej okazji wyszły na jaw wszystkie niedoróbki wepchniętej nam na siłę konstytucji, niespójnej, sprzecznej wewnętrznie, nieprzewidującej różnych sytuacji krytycznych, z którymi się ostatnio zetknęliśmy. Wywołanie w Rzeczypospolitej chaosu, bezrządu, co czynią dziś wszystkie partie opozycyjne, niezależnie od dzielących je różnic, uzasadnia w pełni nazywanie ich przeze mnie partiami antypolskimi. To nie wyzwisko, to też smutna konstatacja dokonana kiedyś po upadku kolejnej próby wybicia się na niepodległość, więc chociaż już pisałem o tym wielokrotnie, powtórzę słowa księcia Adama Czartoryskiego, wodza Wielkiej Emigracji: „W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie”.

Żenujące ekscesy i brutalna obstrukcja stosowane przez liderów samozwańczych elit towarzyszące obradom Senatu czy wyborom kandydatów na prezesa Sądu Najwyższego przez „wyższą kastę”  świadczą o tym, że teraz już naprawdę śmiertelnie boją się demokratycznego wyroku, który zawisł nad nimi jak miecz Damoklesa. Nawet bowiem konformistyczna większość aparatu sprawiedliwości czy samorządowego w przypadku jaskrawej klęski ostatnich bastionów sitwy może zaprzestać sabotowania rządów Zjednoczonej Prawicy i dla własnej korzyści zdradzić swych dotychczasowych mocodawców, jeśli ostatecznie stracą oni możliwość „rozdziału fruktów” swoim zwolennikom.

Nie czekajmy na św. Jerzego

Niebezpieczeństwo polega na tym, że ludzie, którzy swoją mentalnością zawstydziliby Kalego z „W pustyni i w puszczy”, stracą niezasłużone niczym przywileje, a zwłaszcza gdy przestaną być bezkarni, nie wysadzą się w powietrze wraz ze swą ostatnią redutą, ale spróbują nam wysadzić w powietrze Polskę! Przecież już tego próbowali, co skończyło się „ciamajdanem”, ale jego żałosna śmieszność nie powinna nam przesłaniać groźnych wydarzeń, które mu towarzyszyły. A przypomnę, że w dniach próby totalniackiego puczu sygnał TVP, który dystrybuuje jakaś niepolska spółka, nagle zanikł na terenie całego kraju. Może by ABW zainteresowała się tą kwestią, zanim znowu znienacka cała Polska zostanie pozbawiona dostępu do programów TVP w kluczowym momencie przed wyborami?

Kilka lat temu zmieniłem operatora satelitarnego na Polsat, bo tylko w jego pakiecie była TV Republika. Jednak od czasu zwycięstwa PiS z sygnałem TVP zaczęło się dziać coś dziwnego: Jedynka w ogóle się nie nadaje do oglądania, a Info można odbierać tylko do pierwszej mżawki, bo gdy zacznie kropić, już po odbiorze! Przedstawiciel Polsatu pouczył mnie z wyższością, że w pobliżu mojego Ciemnogrodu nie ma wieży przekaźnikowej. W miarę rozwoju kampanii wyborczej odbiór TVP systematycznie się psuje.
Widać więc, że „bestii” nadal pełno dokoła, co gorsza odcinane głowy co chwila odrastają i zioną jeszcze bardziej plugawymi wyziewami, że nawet św. Jerzy miałby ręce pełne roboty. Ale żaden święty nie wyręczy nas w walce ze smokami naszych własnych win i zaniedbań, więc do roboty  – kartka wyborcza ma moc kopii przygważdżającej obmierzłego gada!

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach