Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nowe Porozumienie

Od kilkunastu dni obserwujemy, jak w Zjednoczonej Prawicy toczy się konflikt o przywództwo, a raczej legalność przywództwa w Porozumieniu. Jarosław Gowin pozbywa się z partii tych, którzy byliby prawdopodobnie największymi przeciwnikami współpracy ugrupowania z opozycją. Równocześnie spór o aborcję trzęsie Platformą Obywatelską, a ruch Hołowni kontynuuje akwizycję, zarazem coraz bardziej skręcając w lewo.

Oskarżenia o spiskowanie z opozycją, które padają pod adresem wicepremiera Jarosława Gowina, trudno zbyć wzruszeniem ramiom. Utrudnia to zarówno fakt, że zgłasza je Adam Bielan, polityk, owszem, z Gowinem skonfliktowany, ale równocześnie będący jedną z ważniejszych i bardziej rozpoznawalnych postaci obozu rządzącego, jak i to, że chętnie informują o tym media, które trudno podejrzewać o brak sympatii dla koalicji rządzącej.

Okręty dwa

Wicepremier zapowiada proces przeciwko portalowi wPolityce za publikację tekstu opisującego jego spotkanie z Donaldem Tuskiem, do którego miało jakoby dojść kilka dni temu. Z politycznego czy ideowego punktu widzenia takie działania Gowina nie byłyby zrozumiałe – opozycja nie jest przecież na fali wznoszącej, nie ma potrzeby uciekać z okrętu, zwłaszcza gdy ten drugi miota się na niespokojnych wodach, a w zamieszaniu nie wiadomo nawet, czy poszczególni uczestnicy akcji są jeszcze na pokładzie, czy już tłoczą się w kolejce do szalup ratunkowych.

Co więcej, Jarosław Gowin Platformę opuszczał w chwili, gdy jej stopniowy skręt w lewo zlikwidował w tej partii przestrzeń nawet dla tak umiarkowanego przecież i potrafiącego wiele wytrzymać z zaciśniętymi zębami polityka. A mamy rok 2021, Platforma Obywatelska, do czego za chwilę wrócę, poszła o wiele bardziej w lewo, po drodze usuwając ze swojego zasobu kadrowego kolejnych konserwatystów, firmuje i afirmuje antykościelną i proaborcyjną retorykę, znajduje się w obliczu kolejnego podziału, który być może pozbawi ją resztek konserwatywnej agendy i wciąż orientujących się na nią polityków.

Flirt, czy wręcz stały związek, z dzisiejszą opozycją spod znaku Koalicji Obywatelskiej byłby więc powrotem do warunków o wiele gorszych niż te, z których przed laty, zapewne też kosztem długotrwałego bicia się z myślami, udało się uciec, efekt zaś byłby niepewny.

Jak Platforma złapała oddech

Wiosną zeszłego roku, gdy decydowały się losy terminu wyborów prezydenckich, to Jarosław Gowin przesądził o ich późniejszym terminie. Jego zwolennicy twierdzą, że uratował tym samym zdrowie, a może i życie Polaków, jednak inni obserwatorzy uważają, że przede wszystkim – Platformy Obywatelskiej. Gdyby nie ówczesny sprzeciw Gowina, wybory odbyłyby się w zwykłym, majowym terminie, a dawna partia wicepremiera nie miałaby możliwości dokonania zamiany Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego.

Oczywiście nie możemy mieć pewności, czy w głosowaniu majowym, pomimo wcześniejszych sondaży, głosy nie rozłożyłyby się podobnie do ostatecznego wyniku. Być może (a sam jestem tego niemal pewien) perspektywa miażdżącego zwycięstwa Andrzeja Dudy spowodowałaby wśród sympatyków opozycji mobilizację negatywną silniejszą niż strach przed pandemią i doszłoby wówczas do drugiej tury oraz w miarę wyrównanej walki z kontrkandydatem urzędującego prezydenta. Nie musiałaby być to jednak Kidawa-Błońska, a kandydatka ta, ze swoimi gafami, typową dla III RP elitarnością i oderwaniem od rzeczywistości, była dla PO coraz większym ciężarem. Jej obecność przyspieszyłaby i zapewne przypieczętowała oglądany przez nas od miesięcy proces dekompozycji Platformy i jej przywództwa. Choć zmiana kandydatów finalnie nie wystarczyła na odebranie prawicy pałacu prezydenckiego, na pewno pomogła Platformie złapać oddech i odzyskać inicjatywę. To, że zarówno Borys Budka, jak i Rafał Trzaskowski szanse te zaprzepaścili, to już zupełnie inna historia.

Pomysły, które osłabiają Zjednoczoną Prawicę

Nie wolno jednak zapominać, że pierwotnie Jarosław Gowin wyszedł wówczas z inną, o wiele bardziej dla PiS niebezpieczną propozycją. Lider Porozumienia przeforsować chciał jednorazowe przedłużenie kadencji Andrzeja Dudy o dwa lata, co według tego samego pomysłu miało skutkować odebraniem mu możliwości walki o reelekcję w 2022 r. Jakie byłyby skutki takiej decyzji? Andrzej Duda straciłby w ten sposób niemal pewne trzy lata prezydentury, a w obozie Zjednoczonej Prawicy na walkę z pandemią i usuwanie jej skutków, mogące skutkować chwilową lub stałą utratą poparcia społecznego (proces ten obserwowaliśmy w ostatnich miesiącach), nałożyłaby się jeszcze walka o władzę i partyjną nominację do prezydenckiego wyścigu.

Dziś Jarosław Gowin deklaruje sprzeciw wobec ustawy nakładającej składkę od przychodu z reklam na duże media, po drodze jednak pojawiło się tyle znaków zapytania, że nie wiemy już, w jakim tak naprawdę robi to charakterze. Wicepremiera rządu Zjednoczonej Prawicy? Licytującego polityka, który walczy o jak najlepszą pozycję po obu stronach sceny politycznej? Lidera ugrupowania koalicyjnego, chcącego uzyskać wolną rękę w tłumieniu wewnętrznego buntu? Sam Gowin cały czas oficjalnie twierdzi, że poza koalicją rządzącą nie prowadzi żadnych rozmów, a pojawiające się informacje to jedynie próba osłabienia i rozbicia jedności Zjednoczonej Prawicy. Problem w tym, że biorąc takie stanowisko za dobrą monetę (a są ku temu podstawy, przecież Gowin nieraz już przekonał się, że może w swoim obozie o wiele więcej, niż życzyliby sobie tego jego wyborcy), nie sposób nie zauważyć, że jego działania po raz kolejny osłabiają rząd.

Konserwatywne skrzydło Koalicji 276?

Według Adama Bielana już wiosną zeszłego roku było bardzo blisko odwrócenia sejmowej większości. Od kilku dni politycy opozycji, z Borysem Budką na czele, powtarzają, że dziś wystarczy jedynie pięciu posłów Porozumienia, by pozbawić Mateusza Morawieckiego pewnego sejmowego zaplecza. Do Gowina ustawia się wręcz kolejka, powraca jednak przy okazji kwestia innego politycznego podziału, który nabrał ostatnio wyrazistości – podziału na konserwatystów i liberałów. PO targana jest wewnętrznym sporem o aborcję, w którym dość zaskakująco ujawniła się właśnie kolejna grupa kilkudziesięciu konserwatystów. Ich koledzy i koleżanki, przede wszystkim z mediów i ugrupowań współtworzących koalicję, do konserwatywnej grupy działaczy PO mają taki sam komunikat, jaki wcześniej skierowali do PiS i Kościoła. Podczas niedawnej konwencji Budki i Trzaskowskiego nie padła żadna deklaracja, lecz uciekać nie da się w nieskończoność.

Gowina zapewne chętnie zobaczyłby u siebie Szymon Hołownia, lecz Gowinowi do lidera P2050 (z którym też ponoć były jakieś rozmowy) byłoby blisko, gdyby był to Hołownia sprzed kilku lat, lecz już niekoniecznie polityk przyjmujący do partii Joannę Muchę i Paulinę Hennig-Kloskę, a za chwilę być może Franka Sterczewskiego i Klaudię Jachirę. Zostaje PSL i powtórka pomysłu stworzenia jakiejś nowej centroprawicy.
Bardzo możliwe, że oglądamy, jak w bólach rodzi się właśnie konserwatywne skrzydło Koalicji 276, w którym znów liderem platformerskich konserwatystów, wspartych ludowcami, zostanie właśnie Jarosław Gowin. Pytanie, czy taki byt do czegokolwiek prócz obalenia rządu Zjednoczonej Prawicy byłby komuś potrzebny. Wydaje się, że nie.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski