Awantura wokół Napieralskiego, najdobitniej pokazująca w jak kiepskiej kondycji jest Sojusz, rozpętała się w grudniu 2014 r. Wówczas to Grzegorz Napieralski w rozmaitych mediach mówił o tym, że SLD potrzebuje rewolucji. Za szereg podobnych wypowiedzi został zawieszony w prawach członka partii. Pod koniec marca sąd partyjny rozpatrywał jego sprawę. Wojciech Szewko, pełniący na posiedzeniu sądu partyjnego rolę pełnomocnika Zarządu Krajowego SLD, zapowiadał, że będzie wnioskował o usunięcie Napieralskiego z partii. Wszyscy spodziewali się, że tak właśnie się stanie. Tymczasem sąd partyjny uznał, iż choć Napieralski jest winny większości zarzucanych mu czynów, to jednakże skrucha, jaką wykazał, spowodowała, że sąd zdecydował się skazać go na 3 lata zawieszenia we wszystkich funkcjach w SLD. Oznacza to także, że w najbliższych wyborach parlamentarnych nie może on kandydować do Sejmu z listy SLD.
Zaraz po ogłoszeniu wyroku Jerzy Budzyń, były członek SLD i były szef warszawskich struktur Sojuszu, mówił, że jego zdaniem to gorsza kara, niż gdyby Napieralskiego wyrzucono. – Wyrzucenie ułatwiłoby Grzegorzowi dalsze działania polityczne. Wówczas byłby traktowany jak prześladowany za poglądy. A w obecnej sytuacji ma do wyboru: albo przez trzy lata być szeregowym członkiem SLD, albo, jeśli chce działać dalej, samemu odejść – tłumaczył.
Czy jednak faktycznie Napieralski w charakterze męczennika za poglądy to najgorsze, co mogłoby spotkać Leszka Millera? – Wyrzucony Napieralski byłby sensacją tygodnia, a potem stopniowo by o nim zapomniano. Jako członek SLD źle oceniający poczynania Millera ma znaczne szanse, by na długo stać się dyżurnym gościem rozmaitych programów politycznych – przewiduje dr Targalski.
Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”.