"Gazeta Wyborcza" na swojej okładce opublikowała hołd Jarosława Kurskiego. Pierwszy zastępca redaktora naczelnego ogłasza, że Tusk został wybrany "na prezydenta Unii", a martwiąc się o sprawy krajowe stwierdza, że w Polsce "następcą powinien być człowiek o wyrazistej osobowości", ale "niestety po latach jego niepodzielnych rządów nie będzie o to łatwo".
- Przeszedł drogę od gdańskiego bowke (urwisa) z robotniczego przystoczniowego podwórka do przywódcy Unii - organizmu o potencjale drugiego obok Stanów Zjednoczonych globalnego mocarstwa - to kolejny fragment hołdu Kurskiego. Cały tekst zatytułowany został "NASZ PREMIER NASZ PREZYDENT", a okładkę zdobi reklama spółki skarbu państwa PGE.

Naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota nie chce zostać w tyle. - Chciałbym przypomnieć, że Tusk jest – nie licząc Jana Pawła II – pierwszym Polakiem od czasów jagiellońskich, który wchodzi do polityki światowej, na tak poważnym stanowisku - zachwyca się. Również Michał Szułdrzyński z "Rz", który razem z innymi dziennikarzami wrócił z Donaldem Tuskiem z Brukseli, staje po stronie Tuska i dziwi się, że komuś przeszkadza, by po objęciu przez niego funkcji "przewodniczącego Rady Europejskiej" tytułować obecnego premiera mianem "prezydenta".
- Dlaczego tak dużo tych, którzy oburzali się, gdy PO postponowala Lecha Kaczyńskiego, lub gdy ktoś nie nazwie Jarosława Kaczyńskiego premierem, dziś odmawia premierowi Donaldowi Tuskowi słowa "prezydent"? - pyta Szułdrzyński. Odpowiedzi były dość oczywiste:

Skąd jednak pomysł, by tytuł "przewodniczącego" - który wciąż nosi Herman van Rompuy i do grudniu formalnie pełni swoje stanowisko - zamieniać na "prezydenta"? Czy chodzi o kampanię wyborczą w 2020 r., do której jest szykowany Donald Tusk? Jak pisaliśmy na portalu niezalezna.pl, na taśmie ze spotkania rzecznika rządu Pawła Grasia z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem, już w listopadzie 2013 r. taki plan był omawiany z premierem.
Na pytanie prezesa Orlenu "co on [Tusk w Polsce - przyp.] tu może jeszcze więcej zrobić?", Graś stwierdził: "Chyba, że wiesz, wraca na prezydenta", dodając że temat przyszłości Tuska w Brukseli był przedmiotem wielu godzin rozmów między nimi.
Tak naprawdę jednak traktat lizboński, "powołujący do życia" stanowisko, które będzie piastować Tusk, jest bezwzględny. Wystarczy spojrzeć w polskie tłumaczenie tego dokumentu, by przekonać się, że "président du Conseil Européen" to nie funkcja prezydenta, jak np. prezydent USA, tylko przewodniczącego:

Tymczasem Konrad Niklewicz, doradca z kancelarii premiera - zwany też potocznie "ministrem propagandy" ze względu na swoje oddanie Platformie Obywatelskiej - złapany został na tym, że gdy tę samą funkcję pełnił Herman van Rompuy: nazywał go "przewodniczącym", gdy jednak kanclerz Merkel oddała ją Tuskowi: zaczął go tytułować "prezydentem".
