Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Kreatorzy „znaczących faktów”

Doświadczenia z przebiegu afery marszałkowej uczą, że tylko ludzie służb potrafią zrealizować to, co media zaledwie antycypują w oparciu o przecieki.

Doświadczenia z przebiegu afery marszałkowej uczą, że tylko ludzie służb potrafią zrealizować to, co media zaledwie antycypują w oparciu o przecieki.

Gdy przed trzema laty ukazał się artykuł Anny Marszałek „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” opatrzony nagłówkiem: „Każdy może kupić tajne dokumenty”, zapewne niewiele osób mogło się spodziewać, że mamy do czynienia ze zwiastunem akcji medialnej pt. „afera aneksowa”. Dzień później, 20 listopada 2007 r., ta sama autorka w tej samej gazecie opublikowała artykuł „Nocne gry i zabawy polityków PiS”, w którym mogliśmy przeczytać : „Takiego numeru jeszcze żadna odchodząca władza swoim następcom nie wycięła. Decyzja o skopiowaniu i wywiezieniu archiwów komisji weryfikującej żołnierzy zlikwidowanych Wojskowych Służb Informacyjnych oznacza, że przez następne lata czeka nas nieustanny wysyp »hakowych« informacji”.

„Zdolności profetyczne” dziennikarki miały znaleźć wkrótce potwierdzenie w rozwoju kombinacji operacyjnej, znanej jako „afera marszałkowa”. Celem wielomiesięcznej gry było uzyskanie dostępu do aneksu Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe - zdezawuowanie zawartych w nim treści i uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków PO ze środowiskiem byłych WSI. Priorytetem pozostawała osłona politycznego patrona wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.

Specjaliści od polityki hakowej

Te same dążenia przyświecają inspiratorom obecnych działań. Za akt pierwszy można uznać wypowiedź Bronisława Komorowskiego z 8 lutego 2010 r. z programu „Kropka nad i”. Padły wówczas „prorocze” słowa: „Moi przeciwnicy będą szukali na mnie haków, ale ja się prawdy nie boję, bo ta jest dla mnie korzystna. Jestem przygotowany na walkę, również tę z użyciem haków”. Natychmiast zawtórował mu były szef WSI, gen. Marek Dukaczewski, i w wywiadzie dla „Polska The Times” z 15 lutego br. stwierdził: „Za chwilę wybory prezydenckie, jestem gotów się założyć, że w ciągu 10 dni od naszej rozmowy skopiowane nielegalnie materiały WSI zostaną użyte przeciwko jednemu z kandydatów”.

Dukczewski zakład przegrał, nie przeszkodziło to jednak Pawłowi Wrońskiemu z „Gazety Wyborczej” zadać wkrótce „dramatycznego” pytania: „Czy wrócą haki z WSI?” i informować, że „gen. Dukaczewski twierdzi, że materiały WSI mogą być nadal politycznie rozgrywane. Podlegające prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu BBN ma bowiem część tych dokumentów”.

Kilka dni później Komorowski, mówiąc o Raporcie z Weryfikacji WSI, nie krył, że obronę dobrego imienia tej formacji utożsamia z własnym, politycznym interesem. Ocenił bowiem, że „znaczna część tego dokumentu została wymierzona w niego, jako narzędzie do zwalczania go”. „Na tej zasadzie, że jako były minister obrony w sposób naturalny musiałem się przeciwstawić próbie zlikwidowania, skutecznej niestety próbie zlikwidowania, wojskowego wywiadu i kontrwywiadu” – wyznał marszałek Sejmu.

Usłyszeliśmy także: „Jestem przekonany, że papiery WSI nadal będą używane” oraz dowiedzieliśmy się, że „specjalnością PiS jest polityka hakowa”.

Niezastąpieni w rezonowaniu głosów przyjaciół WSI - Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski - w tekście „Co kryją lochy Lecha” stwierdzili zatem, że wiedzą, iż urzędnicy prezydenta Kaczyńskiego „ukrywają w czeluściach jego kancelarii nagrania zeznań oficerów WSI, polityków i innych osób składane przed komisją weryfikacyjną Macierewicza”. Skąd dziennikarze posiedli tajemną wiedzę – niestety, nie zechcieli nas poinformować.

W artykule powtórzono zużyte kłamstwa o rzekomych nieprawidłowościach dotyczących zwrotu archiwum Komisji. W 2008 r. ludzie PO i dyspozycyjne wobec władzy media twierdziły, że miało „zaginąć” kilkaset dokumentów. Te zarzuty nie zostały nigdy potwierdzone. Dziś zatem „GW” twierdzi, że chodzi o „co najmniej 150 »jednostek archiwalnych«. Nie tylko protokoły przesłuchań, ale przede wszystkim nagrania audio i wideo. I pięć dyktafonów cyfrowych Olympus z pełnymi dyskami”.

Cel obecnych działań – stanowiących kontynuację afery marszałkowej - jasno wyłożył przed kilkoma dniami Paweł Graś, formułując żądanie: „Prezydent powinien przekazać premierowi aneks do raportu WSI. Nie może być tak, że ten dokument może czytać tylko ktoś o nazwisku Kaczyński”. Tym samym Graś potwierdził, że ludzie Platformy mają realne podstawy obawiać się treści zawartych w aneksie, a celem obecnej kombinacji jest wydobycie dokumentu lub wyprzedzające zdezawuowanie jego treści.

Medialna ofensywa pomówień

Dlatego „gra hakami” – zapoczątkowana przez Komorowskiego i Dukaczewskiego - może nie skończyć się na pobrzękiwaniu medialną szabelką. Duża stawka, jaką jest prezydentura dla Komorowskiego i otwarte zaangażowanie ludzi WSI, uprawnia do podejrzeń, że w zbliżającej się kampanii wyborczej zostaną zastosowane środki właściwe dla arsenału służb.

Na taki zamiar może wskazywać medialna ofensywa pomówień, jaką od wielu dni prowadzą politycy PO, wespół z gen. Dukaczewskim, oskarżając opozycję o zamiar posługiwania się wiedzą uzyskaną podczas procesu likwidacji WSI.

Jeśli formułuje się oskarżenie, że opozycja chce posłużyć się „hakami” skrywanymi w „lochach” Pałacu Prezydenckiego, czy logiczną legalizacją poważnego zarzutu nie może być publikacja treści dokumentu pochodzącego rzekomo z aneksu lub materiałów znajdujących się w posiadaniu Kancelarii? Nie od dziś wiadomo, że w III RP kreowanie rzeczywistości, a cóż dopiero jej faktyczne uzasadnienie, jest zadaniem, które tajne służby chętnie wykonują.

Możemy sobie wyobrazić, że w odpowiednim momencie jedna z gazet ujawnia treść tajnego dokumentu bądź nagrania, do którego mieli dostęp ludzie Komisji Weryfikacyjnej. Publikacja dotyczy któregoś z polityków startujących w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Reakcja mediów i polityków PO jest łatwa do przewidzenia. Następuje festiwal pełnych oburzenia wystąpień, przypuszcza się atak na prezydenta i opozycję, gromi „brudną grę hakami” i rozpacza nad likwidacją służby, która „dawała gwarancje ochrony tajemnic”. Czy taki scenariusz wydaje się nierealny? Niekoniecznie.

Nie wolno zapominać, że wielu ludzi WSW/WSI może dysponować „prywatnymi archiwami”, w tym materiałami z akt dotyczących rozpracowania polityków. Już w 2003 r., przewidując rozwiązanie tej formacji, na jednej z odpraw ścisłego kierownictwa poinformowano oficerów, że najprawdopodobniej służba zostanie zniesiona i należy się do tego przygotowywać. Można sądzić – bo taka praktyka była realizowana w trakcie rozwiązania SB - że wielu oficerów przygotowało dostatecznie rozbudowane archiwa, by zapewnić sobie spokojną starość i zabezpieczyć się przed skutkami likwidacji. One głównie decydują dziś o roli, jaką środowisko WSI pełni w życiu publicznym.

Ludzie WSI posiadają również wiedzę z przesłuchań przed Komisją Weryfikacyjną, potrafią zatem przewidzieć obszar tematów, o jakich mówi aneks do Raportu. Nie można też wykluczyć prowokacji ze strony obcych służb, zainteresowanych generowaniem konfliktów politycznych w okresie kampanii wyborczej.

Przed kilkoma dniami, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło, nawiązując do informacji medialnych o przechowywanych przez BBN dokumentach z prac komisji weryfikacyjnej WSI, oskarżył Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, że jest źródłem przecieku dla „Gazety Wyborczej”. Jeśli takie oskarżenie padło, prawdopodobieństwo prowokacji z udziałem ludzi tajnych służb istotnie wzrasta.

Joseph Conrad w powieści „Tajny agent” przedstawił ciekawy dialog sekretarza ambasady rosyjskiej Vladimira z prowokatorem-anarchistą Adolphem Verlocem: „Czego sobie w obecnej chwili życzymy, to zaakcentowanie niepokoju… fermentu, który niewątpliwie istnieje…” - wyznaje Rosjanin. I stwierdza: „Obecnie potrzebne jest nie pisanie, ale spowodowanie jakiegoś określonego, znaczącego faktu, powiedziałbym niemal – faktu przerażającego”.

Granica między opisaniem nieistniejącej rzeczywistości, a jej wykreowaniem, jest nieprzekraczalna dla pisarza. Również dla mediów – choćby najbardziej zaangażowanych w wspieranie rządzących. Doświadczenia z przebiegu afery marszałkowej uczą jednak, że tylko ludzie służb potrafią zrealizować to, co media zaledwie antycypują w oparciu o przecieki.

Jeśli powtarza się kłamstwa o „lochach” skrywających tajemnice i straszy Polaków „hakami z WSI”, może się okazać, że fikcja ma przybrać całkiem realny kształt.

 



Źródło: