Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Rzecznik ds. dezinformacji

Czy rzecznikiem rządu, czyli urzędnikiem państwa, który odpowiada za dostarczanie mediom prawdziwych informacji, może być człowiek nieraz złapany na kłamstwach? W normalnym kraju nie.

Czy rzecznikiem rządu, czyli urzędnikiem państwa, który odpowiada za dostarczanie mediom prawdziwych informacji, może być człowiek nieraz złapany na kłamstwach? W normalnym kraju nie. W państwie Tuska najwyraźniej pasuje do otoczenia jak ulał.

Zalew wiadomości o śladach trotylu na wraku tupolewa zepchnął rolę Pawła Grasia w całym wydarzeniu związanym z publikacją Cezarego Gmyza na dalszy plan. Niesłusznie. Przypomnijmy, jak się zachowywał zaraz po publikacji. W rozmowie z reporterem RMF FM zapewniał, że informacje o śladach materiałów wybuchowych na wraku tupolewa są dla niego całkowitym zaskoczeniem. Potem zniknął na wiele godzin. Dziennikarzom TVN24, którzy dopiero w południe zdołali się do niego dodzwonić, mówił: „Nie mam na ten temat wiedzy". Kluczył także w sprawie regularnych pogawędek Donalda Tuska z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem o śledztwie smoleńskim, bo – jak tłumaczył – „odbywały się w cztery oczy".

Kolejne nocne wycieczki

Dziś wiemy, że w tym kluczowym momencie Paweł Graś uprawiał – trzeba przyznać skutecznie – swoistą grę. Media rzeczywiście miały prawo sądzić, że rzecznik rządu nie był uprzedzony o rewelacjach, jakie opublikuje „Rzeczpospolita". Opinia publiczna trwała w takim przeświadczeniu ponad tydzień. Po co była ta gra – możemy się domyślać. Z pewnością pozwoliła Donaldowi Tuskowi lepiej przygotować się na przesilenie. 

Dopiero w zeszły czwartek wyszło na jaw, że Paweł Graś miał informacje o treści artykułu z doskonałego źródła, bo z pierwszej ręki. Przyznał w końcu, że w nocy z 29 na 30 października zadzwonił do niego wydawca „Rzeczpospolitej" Hajdarowicz i poprosił o spotkanie. Była godz. 1:30, ale co to dla rzecznika. Popędził na ul. Wiejską, tam czekał informator. 

Po tym, jak te urągające standardom fakty wyszły na jaw, wiele mediów, z „Wyborczą" na czele, zaangażowało się w obronę rzecznika: ponoć nie ma nic dziwnego w tym, że minister pracuje nawet na nocną zmianę, zawsze gotów do odebrania telefonu, wysłuchania i udzielenia pomocy. A gdy zajdzie potrzeba – natychmiastowego spotkania, choćby w piżamie. Te głosy współbrzmią z wypowiedziami prominentnych członków PO. „Jako przyzwoity i rzetelny rzecznik rządu nie uciekał, nie chował się przed panem redaktorem, tylko pozwolił sobie na minutę czy dwie rozmowy z nim" – wyjaśniała Ewa Kopacz. Sam Donald Tusk utwierdzał opinię publiczną, że tak naprawdę nic się nie stało: „Powinienem cię wziąć pod rękę, żeby było, że mam do ciebie zaufanie" – żartował przed kamerami, zwracając się do Grasia.

Kłamstwo jako standard

Tymczasem stało się coś bardzo kompromitującego. Premier Tusk pokazał, że ma zaufanie do rzecznika, który kolejny raz traci wiarygodność. I traci ją nie tylko dlatego, że spotyka się z wybrańcami ciemną nocą, jak dawniej jego kumple z afery hazardowej, którzy z biznesmenami spotykali się na cmentarzach, ale przede wszystkim dlatego, że pozwolił sobie publicznie kłamać.

A przecież to nie pierwsze matactwo Grasia. W 2009 r. wyszło na jaw, że mieszka bezpłatnie w należącym do niemieckiego biznesmena zabytkowym pałacyku pod Krakowem, co więcej, nie płaci żadnych rachunków za prąd itd. Graś nie ujawnił tego w rejestrze korzyści i oświadczeniach majątkowych, łamiąc prawo. Nie płacił także podatków. Co więcej, był członkiem zarządu firmy Agemark, należącej do właściciela pałacyku. Znowu złamał prawo, nie wykazując tego w rejestrach sejmowych. I jakby tego było mało, okazało się, że prokuratura badała możliwość podrobienia podpisów Pawła Grasia na dokumentach spółki (on sam twierdził, że nie pamięta, czy je podpisywał...). 

Ile razy Graś musi stracić twarz, by premier go zdymisjonował? Najwyraźniej nie ma na to limitu. W końcu premier Tusk stracił twarz już tyle razy, że przestaliśmy liczyć.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Anita Gargas