Dziennikarz „Rzeczpospolitej" napisał tekst na podstawie danych od informatorów zbliżonych do biegłych z prokuratury wojskowej, który wywołał w Polsce i na świecie prawdziwą burzę. Informacje o trotylu i nitroglicerynie – śladach odkrytych prawdopodobnie na wraku tupolewa i w miejscu katastrofy, zostały przez Naczelną Prokuraturę Wojskową na tym etapie śledztwa zdementowane, a przez polityków PO wyśmiane i ruszyła cała lawina oskarżeń.
Do grillowania Gmyza przyłożyła się także część redakcji „Rzepy", dzięki oświadczeniu z frazą o „pomyłce". I tak Jan Osiecki pierwszy otwierał szampana, jakby zapomniał, ile podał niesprawdzonych plotek w przestrzeni publicznej – choćby na temat kłótni Błasika z Protasiukiem, czy obecności tego pierwszego w kokpicie. Wszystko okazało się niewypałem. Z odsieczą ruszył między innymi Seweryn Blumsztajn, wielki dziennikarz śledczy, tropiący „faszystów", i ogłosił, że Gmyz podpala Polskę.
Nie tak prędko. Cezary Gmyz nie powiedział ostatniego słowa. A wtedy większość dziennikarzy jeszcze przestawi wajchy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.