Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Standardy dziennikarskie

Żurnalistyka kloaczna nie jest zjawiskiem nowym.

Żurnalistyka kloaczna nie jest zjawiskiem nowym. W sensie formalnym sięga tradycji haniebnej pamięci Wandy Odolskiej, nagonek marcowych czy piśmiennictwa stanu wojennego, rozmaitych „Płomieni”, „Rzeczywistości”, „Prawa i Życia”.

Trzeba jednak powiedzieć, że owe publikacje, w najwyższym stopniu szmatławe, przestrzegały pewnej poprawności językowej, to znaczy nie sięgały po obscenia i werbalne obrzydliwości. Nigdy nie pojawiło się najpopularniejsze słowo, oznaczające profesję pani kupczącej ciałem, ani inne określające pewne części ciała lub różne wstydliwe czynności. Na to w prasie trzeba było poczekać na „NIE” Urbana, a w debacie publicznej (co prawda półgłosem) na marszałka Zycha. No i na „taśmy prawdy” – Michnika, Oleksego itp., gdzie ujawnił się prawdziwy „język codzienny polskiej elity”. Kolejną barierę, tym razem tradycyjnego szacunku dziennikarza do swojego rozmówcy, przekroczył niejaki Gembarowski, niezwykle pewny siebie chłoptaś, który z głupoty bądź służalczości wobec władz TVP (a może z obu powodów naraz) w okresie kwiatkowszczyzny sponiewierał kandydata na prezydenta Mariana Krzaklewskiego. Skądinąd za to odsunięto go od anteny.

Notabene wspomniany Piotr Gembarowski wraca właśnie do mediów, do Superstacji, ale wątpię, czy zdoła kogokolwiek zaszokować. Chyba że zacznie lać po pysku swoich gości.

Co ciekawe, upadkowi wszelkich standardów rozmowy towarzyszy obniżanie progu wrażliwości obserwatorów. Dobre wychowanie, podobnie jak prawda czy racja, nabrało charakteru politycznego. Przed laty zachowanie kogoś takiego jak Niesiołowski budziłoby zapewne zażenowanie, krytykę, a nawet bojkot towarzyski we własnym środowisku. Teraz nie – cokolwiek zrobi, kogokolwiek poniży, obrazi, może liczyć na rechot „swoich”, brawka i pochwały Jego Tuskowatości.

Przed laty bodajże Truman mówił o jakiejś politycznej kreaturze z Trzeciego Świata: „To sukinsyn, ale nasz sukinsyn!”. Postęp od tamtych czasów polega na tym, że dziś jego odpowiednik w obliczu oczywistych łajdactw rzekłby: „Sukinsyn? Jaki sukinsyn? To ci, których opluł, obsobaczył, sponiewierał, są sukinsynami i słusznie im się za to dostało”. Niestety, takie wartościowanie oparte na interesie grupowym, partyjnym itp. nie ma już nic wspólnego z demokracją, raczej z postrzeganiem świata w kategoriach komunistycznych lub nazistowskich, gdzie prawda nie leży pośrodku, tylko w naszej kieszeni.

Kiedy SDP przyznaje komuś „Hienę” roku, nie budzi to refleksji, merytorycznej dyskusji, lecz zaciekłą obronę „hienowatego” i próbę dorwania za wszelką cenę tych, którzy mu tę „Hienę” przyznali. Bo nie łamią standardów notoryczni łgarze, deprawatorzy, oszczercy i szargacze świętości, ale prezes SDP Krzysztof Skowroński, kurtuazyjnie witając we własnej siedzibie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Chociaż na podobnej debacie z udziałem Tuska w siedzibie TVP obecność prezesa Brauna byłaby wręcz obowiązkowa!


 



Źródło: Gazeta Polska