GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Ten owoc śmierdzi tak bardzo, że nie można go wozić w autobusie!

W Malezji zaczyna się sezon na duriany, owoce o charakterystycznym zapachu określanym często jako nieprzyjemny. Pandemia zmusza jednak ich wielbicieli do rezygnacji z tradycyjnej kultury ich jedzenia, a sprzedawców – do szukania nowych sposobów dotarcia do klientów.

truthseeker08/Pixabay

Kolczasty na zewnątrz, w środku ma żółty miąższ o kremowo-maślanej konsystencji. Z powodu silnego i charakterystycznego zapachu jest zakazany w biurach i komunikacji publicznej. Durian pochodzi prawdopodobnie z Borneo i Sumatry, skąd został przewieziony na Półwysep Malajski i do Tajlandii, a stamtąd do innych części Azji Południowo-Wschodniej.

W Malezji rocznie produkuje się ponad 300 tys. ton tych owoców – zdecydowaną większość na eksport. Ale trwająca pandemia sprawia, że w tym roku miejscowi producenci zabiegają głównie o malezyjskich klientów.

Simon Hun, właściciel ulicznej restauracji w George Town, stolicy stanu Penang, wypełnił ją kolczastymi owocami, a na stoliku ustawił pojemniki z ich gotowymi do spożycia kawałkami. Nadchodzi szczyt sezonu. 

W Malezji o durianie krążą legendy. Na przykład o przypadkach śmierci tych, którzy zjedli go za dużo albo popijali mocnym alkoholem. Faktycznie lepiej tego nie robić, bo w owocach są substancje, które wpływają na metabolizm.
- wyjaśnia.

Gorące dyskusje budzi ich złożony smak, a przede wszystkim specyficzny zapach.

Wszystko zależy od odmiany, a są ich setki.
- żartuje się Simon Hun. 

Czasem mięsisty miąższ jest słodki albo słodko-gorzki, niekiedy z kwiatowym albo orzechowym posmakiem. Są tacy, którzy uważają, że ma w sobie coś ze smaku ryby i cebuli. Z kolei jego silny, słodkawy zapach niektórym kojarzy się z benzyną. Choć przez wielu zapach ten jest uważany za „śmierdzący”, to durian ma dużą grupę zwolenników. Może być składnikiem dań curry, dodatkiem do lodów, ciastek i czekolad, ale najczęściej jada się go na surowo – i prawie nigdy w samotności.

Zwykle odbywa się to tak, że znajomy farmer dzwoni do mojej mamy, kiedy ma wyjątkowo dobrą partię. Jedziemy na miejsce i odbieramy zapakowany towar, a w domu dzielimy się ze znajomymi.
- opowiada Faizal, student z Penangu. 

Jeszcze popularniejsze są „polowania na durian” – podmiejskie wypady z krewnymi albo przyjaciółmi, w czasie których kolczaste owoce otwiera się i je na świeżym powietrzu, przy osobnych stoiskach albo bezpośrednio na farmach.

Jednak trwająca pandemia zmusiła smakoszy do zmiany długoletnich przyzwyczajeń. W większości stanów zakazano sprzedaży durianów z poboczy dróg, a kupującym zabroniono odwiedzania plantacji, z których wiele było nastawionych właśnie na wycieczkowiczów. Miejscowe media zaczęły donosić o przypadkach karania grzywną grup, które mimo zakazu spotykały się, żeby wspólnie skosztować żółtego miąższu.

Dobrym z perspektywy klientów skutkiem zakłóceń w handlu są spadające ceny. Odkąd w Chinach wprowadzono restrykcje związane z rozprzestrzeniającymi się zakażeniami koronawirusem, durian potaniał o połowę. Na przykład odmianę musang king, wcześniej kosztującą 55-60 ringgitów (50-55 złotych) za kilogram, dziś można kupić za kwoty rzędu 25-30 ringgitów. Miejscowi, którzy od lat narzekali na rosnące, bo pompowane przez ogromny chiński popyt ceny kolczastego przysmaku, odetchnęli z ulgą.

Niektóre wiejskie odmiany mogą w tym roku kosztować nawet pięć ringgitów za kilogram. Ale żeby je dostać, trzeba się dobrze najeździć po farmach i być prawdziwym znawcą. Najważniejsze to umieć rozpoznać, które owoce są dojrzałe i dobrej jakości.
- ekscytuje się Teh, taksówkarz, który od dziecka zajada się durianami.

Właściciele plantacji i sprzedawcy mają więcej powodów do zmartwień, bo trudno im sobie poradzić z nadwyżką owoców, których nie mogą kupić klienci z Chin. Część sprzedawców dostała zezwolenia na wykupienie specjalnie wygospodarowanych miejsc na targowiskach. Inni oferują swój towar w mediach społecznościowych, z opcją dostawy do domu. Zainteresowani są, choć wielu klientów narzeka, że przez internet nie da się sprawdzić jakości tego, co się kupuje.

Ludziom jedzenie duriana kojarzy się ze spotkaniami z innymi. Na pewno i tak nie przestaną kupować, sam sprzedaję dużo, ale brakuje im rozmów i atmosfery pikniku, która kojarzy się z polowaniami na durian. Wszyscy liczą na to, że najdalej za kilka tygodni rząd zniesie ograniczenia i znowu będzie można ruszyć do wiosek.
- mówi sprzedawca durianów Simon Hun.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#durian #owoc #dieta #jedzenie #żywność #kulinaria #styl życia

ms