Bo to, że film Agnieszki Holland jest wykorzystywany przez kremlowskie i białoruskie tuby propagandowe, by podważać wiarygodność i atakować Polskę, jest oczywiste. Przypomnę, co pisała choćby "Izwiestia", kierowana przez kochankę Władimira Putina, Alinę Kabajewą. "Nagroda specjalna jury na festiwalu w Wenecji nie budzi żadnych wątpliwości. (...) Pisaliśmy już o tym filmie, jak i o niemal wszystkich laureatach. Przypomnijmy więc tylko, że mówimy o rodzinie syryjskich uchodźców, która utknęła na granicy Polski i Białorusi. Film jest aktem oskarżenia wobec obu krajów, ale przede wszystkim wobec Polski, która uchodźcom wydaje się ziemią obiecaną, a jednocześnie Straż Graniczna torturuje i zabija nieszczęśników na naszych oczach". Podobne wyrazy uznania płynęły z "Kommiersanta" i białoruskich mediów.
Tezy zdrajcy Czeczki
A to nie kto inny, tylko aktywiści i dezerter z wojska Emil Czeczko (zmarł w tajemniczych okolicznościach na Białorusi), od początku kryzysu na granicy podnosili teorie o zabijaniu imigrantów przez strażników granicznych i zakopywaniu ofiar w leśnych dołach. Czeczko - wykorzystany przez białoruskie służby do atakowania propagandowego Polski - twierdził nawet, że takich przypadków było kilkaset. Wątek sadystów, zakopujących cudzoziemców w dołach, pojawia się w "Zielonej granicy".
Poza tym, widzimy kompletnie obłąkane obrazki - przerzucanie ciężarnej kobiety przez zasieki albo celowe podawanie rozbitego termosu przez strażnika, by zamęczyć dręczonego imigranta na granicy. Dobrymi bohaterami w filmie są akurat ci mundurowi, którzy chcą pomagać - w domyśle najlepiej przyjmować - nielegalnym imigrantom. Reszta to pozbawione skrupułów zwierzęta.
Państwo ma chronić strażników
Państwo ma obowiązek dbać o ochronę granic, ale też o reputację strzegących naszego bezpieczeństwa. Gdyby Holland ograniczyła się tylko piętnowania push-backów, odbiór jej filmu na pewno nie byłby aż tak negatywny - i to nie tylko w prawicowych opiniach. Dlatego spot, przypominający jak wybuchł kryzys na granicy z Białorusią i szturmy imigrantów przy wsparciu białoruskich służb, emitowany przed pokazami "Zielonej granicy" w kinach, nie jest żadną ingerencją w wolność kultury, jak zapewne będą twierdzić obrońcy zakłamanego przekazu. To zwykła powinność w realiach wojny za naszą wschodnią granicą.