Przestępczy proceder, opisany przez Sylwestra Latkowskiego w filmie "Nic się nie stało" trwał przez wiele lat, a zainteresowanie sprawą lokalnej prokuratury i sądów, było - delikatnie mówiąc - umiarkowane. Pojawia się coraz więcej opinii, że przyczyną tego stanu rzeczy mogły być nieformalne powiązania osób zamieszanych w pedofilię z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. - Wiele z nich mogło zostać nagranych. Jedna z dziewczyn, która pracowała w Zatoce Sztuki, przyznała, że wszystko było tam filmowane - powiedział szef fundacji "Na tropie" i dziennikarz śledczy Janusz Szostak.
W środę wieczorem TVP wyemitowała film Sylwestra Latkowskiego „Nic się nie stało”, w którym opisano kulisy działania Krystiana W., ps. Krystek określanego przez media „łowcą nastolatek”. Latkowski przywołał zeznania nastolatek, które opisywały gwałty i molestowanie. Film "Nic się nie stało" opowiada o zjawisku pedofilii, koncentrując się głównie na sprawie pomorskiego lokalu Zatoka Sztuki, w którym miało dochodzić do wykorzystywania seksualnego nieletnich. Klub ten odwiedzali liczni celebryci.
Według dziennikarza śledczego i szefa fundacji "Na tropie" Janusza Szostaka, film Sylwestra Latkowskiego „niczego nowego nie ujawnił”.
- O Zatoce Sztuki i Krystku pisaliśmy już w 2015 roku w magazynie "Reporter". Wraz z dziennikarzem Mikołajem Podolskim i mamą Anaid dotarliśmy do wielu ofiar, które zgodziły się zeznawać. Po naszych publikacjach Zatoka Sztuki wytoczyła nam proces. Przyjeżdżały na niego pokrzywdzone dziewczęta, znani prawnicy, a ja sam usłyszałem wiele upokarzających pytań ze strony sędzi. Ale nikt się wówczas tym nie zainteresował i nikt nie stanął w naszej obronie. Proces zakończył się dopiero w zeszłym roku ugodą, o którą wystąpili pełnomocnicy klubu
- mówił Szostak w rozmowie z Faktem.
Według dziennikarza, przyczyną opieszałości organów ścigania ws. Zatoki Sztuki mogły być powiązania osób zamieszanych w pedofilski proceder z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości.
- Wielokrotnie wysyłaliśmy do prokuratury pisma w tej sprawie. Po tylu latach wiele dziewcząt już się wycofało, nie chcą zeznawać. Wielu rzeczy już się nie uda wyjaśnić. A może sprawa była zamiatana pod dywan, bo w Zatoce Sztuki bawiło się wiele osób związanych z organami ścigania? Wiele z nich mogło zostać nagranych. Jedna z dziewczyn, która pracowała w Zatoce Sztuki, przyznała, że wszystko było tam filmowane
- powiedział Janusz Szostak, cytowany przez fakt.pl.
Podobnie sprawę ocenił wczoraj redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.
- To miejsce, gdzie odbywały się te akty pedofilskie, to było też miejsce zbierania haków, szantażowania. Dzisiaj wielu ludzi boi się, że kwity zostaną pokazane i dlatego broni ich do końca. Tu trzeba działać szybko, bo naprawdę wiele osób w państwie, również ze świata polityki, może być szantażowanych
- mówił dziennikarz.
Śledztwo w sprawie "Krystka" ruszyło 2015 roku, gdy 14-letnia Anaid z Gdańska rzuciła się pod pociąg po tym, jak wyznała swojej koleżance, że została zgwałcona. W wyniku śledztwa okazało się, że "Krystek" wielokrotnie zaczepiał nieletnie dziewczyny, a niektóre wielokrotnie gwałcił. Wyszło też na jaw, że "Krystek" działał bezkarnie przez wiele lat na terenie Trójmiasta, Pucka, Wejherowa i Władysławowa.