Zdaniem Tomasza Wróblewskiego, byłego redaktora naczelnego "Dziennika Gazety Prawnej" i "Wprost", Agnieszka Holland filmem "Zielona granica" postawiła odbiorcom wybór między opowiedzeniem się za tożsamością narodową, a internacjonalnym idealizmem. Do zwolenników PO apelował dzisiaj w sprawie produkcji Mateusz Morawiecki.
Nie milkną echa kontrowersji wokół filmu "Zielona granica", którego premiera w kinach odbyła się 22 września. Agnieszka Holland od tego dnia narzeka, że stała się obiektem nagonki ze strony partii rządzącej. W piątek swój sprzeciw wobec obrazu sytuacji na granicy polsko-białoruskiej wyraził lider PiS Jarosław Kaczyński. W jego przekonaniu film jest "haniebnym paszkwilem", godzącym w wizerunek mundurowych strzegących narodowego bezpieczeństwa. - Zwracam się do wszystkich Polaków, również do zwolenników PO. Wy nie jesteście tacy, jak na kurtce, którą zobaczono w samochodzie, z którego wysiadała jedna z posłanek PO Agnieszka Pomaska - mówił Mateusz Morawiecki przed wyruszeniem w kampanijną trasę.
Premier: Film Holland robi z Polaków bandę prymitywów.
Trzy grosze do debaty na temat "Zielonej granicy" dorzucił Tomasz Wróblewski. Były redaktor naczelny "Dziennika Gazety Prawnej" i "Wprost" zasygnalizował, że produkcja Holland może okazać się kłopotliwa dla liberałów i całej opozycji. Usprawiedliwia też tych, którzy komentują film, a nie obejrzeli go w kinie. Przypomnijmy, że to koronny argument w debacie zwolenników fabuły "Zielonej granicy" - brzmi on tak: politycy i publicyści ganią reżyserkę, natomiast nie pofatygowali się do kin. Tyle że główne wątki z filmu oraz wypowiedzi Holland na temat imigrantów były publicznie znane jeszcze przed premierą.
- Entuzjaści filmu Zielona Granica zarzucają swoim antagonistom, że wypowiadają się bez obejrzenia filmu. Co do zasady mają rację. Rzecz w tym, że odbiór społeczny filmu przerósł sam film. Reakcje nie dotyczą doznań artystycznych ale sporu o paradygmat. Czy w swoich działaniach jako kraj mamy się kierować interesem narodowej tożsamości, czy kosmopolityczną wielkodusznością i liberalnym permisywizmem - pisze Wróblewski.
- Film oczywiście zaspokaja oczekiwania tej drugiej strony ale rozpala niepokój pierwszej. Tej, która nie musi oglądać filmu, żeby czuć się zagrożona. Obawiać się, że za nagrodami i oklaskami dla Holland pójdą zmiany systemowe uderzające w ich najgłębsze przekonania i troski. Holland swoim filmem dokonała rzeczy naprawdę trudnej. Tuż przed wyborami, udało jej się sprowadzić bezładną i bezideową jatkę polityczną do sporu o ten jeden paradygmat. Wybór między tożsamością narodową a internacjonalnym idealizmem - zaznaczył redaktor.
- (Holland - przyp. red.) uporządkowała pole walki w sposób daleko niekorzystny dla jej własnego obozu politycznego. Przegrane wybory, wbrew pozorom, mogą być na rękę wąskiej grupie twórców, najlepiej odnajdujących się w roli martyrów i doskonale sprzedających w świecie swoją moralną wyższością nad narodową przyziemnością - podsumował swoje przemyślenia Wróblewski.
Entuzjaści filmu Zielona Granica zarzucają swoim antagonistom, że wypowiadają się bez obejrzenia filmu. Co do zasady mają rację. Rzecz w tym, że odbiór społeczny filmu przerósł sam film. Reakcje nie dotyczą doznań artystycznych ale sporu o paradygmat. Czy w swoich działaniach…
— Tomasz Wróblewski (@tomaawroblewski) September 24, 2023
O "Zielonej granicy" głośno było podczas 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Głos zabrała m.in. Kinga Preis, która wyśmiała popularny w kontekście filmu cytat z czasów okupacji niemieckiej "Tylko świnie siedzą w kinie". - Zamilkłam na chwilę, bo wydawało mi się, że usłyszałam na sali chrumkanie. A to oddech wolności - ogłosiła aktorka ze sceny.
Kinga Preis:
— PikuśPOL 🇵🇱 📿 (@pikus_pol) September 25, 2023
- Zamilkłam na chwilę, bo wydawaje mi się, że słyszałam na sali chrumkanie .... a to oddech wolności.
Mi się wydaje, że jednak nie😮🤫
- To najprawdopodobniej 🐷🐷🐷🐷 siedziały w kinie??😮😂😂😂 pic.twitter.com/KAnogwt2no