W internetowym serwisie "Gazety Wyborczej" opublikowano tekst, pokazujący "dramaty" ludzi zarabiających nawet 7 tysięcy złotych miesięcznie. Drożyzna zmusiła ich do rezygnacji z masażu i kosmetyczki, do tego dzieci nie mogą "bawić się wodą", a opiekunka oczekuje więcej niż 20 złotych na godzinę. I jak tu żyć?
Pierwszą bohaterką tekstu "Wyborczej" jest rzekomo Julia, menadżerka kultury z Krakowa. - Brytyjczycy grożą, że masowo przestaną płacić rachunki. Ciekawe, kiedy my się zbuntujemy? - zadaje pytanie kobieta, mająca zarabiać 7 tys. zł brutto, do tego jeszcze 2 tys. zł z alimentów i 500 Plus. Mało? Jak się okazuje, tak rodzą się ludzkie dramaty.
- Zastanawiam się, na co mogę sobie pozwolić, a na co już nie. Na przykład: czy w tym miesiącu będę mogła iść i na masaż, i na manikiur? Niestety nie, muszę to rozłożyć na dwa miesiące
- stwierdza niepocieszona bohaterka artykułu.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze...
Inaczej zachowuję się też w kuchni: nalewam do zlewu trochę wody i płuczę w niej naczynia, zamiast ciągle puszczać bieżącą
Julia zrezygnowała z długich kąpieli, bo oszczędza wodę. Objawia się to też innymi szokującymi sytuacjami.
- Podczas wakacji, które spędzaliśmy w tym roku u mojej babci na wsi, a nie w Chorwacji, synek chciał jak zwykle pobawić się w ogrodzie wodą ze szlaucha. A babcia na to: „Nie wolno marnować wody!". Kurde, w jakich my czasach żyjemy? Żeby dziecko nie mogło się już nawet wodą pobawić?
- czytamy w tekście "Wyborczej".
Druga bohaterka artykułu to Agnieszka: dziennikarka, która "zarabiała około 6000 zł na rękę, w lipcu dostała 1500 zł podwyżki". Ale też ma sporo problemów.
- Teraz każą nam wrócić do biura, w związku z tym muszę zatrudnić opiekunkę, bo nie będę w stanie codziennie odbierać dzieci ze szkoły, a 20 zł za godzinę to już nie jest to, czego oczekują opiekunki
- stwierdza.
Do tego idą święta, ale... - Prezentów pod choinkę w tym roku w ogóle nie planuję; całe szczęście chłopcy mają spędzić święta z ojcem. Co za ulga.
Trzeci bohater: Marcin z Wałbrzycha, doradca serwisowy w autoryzowanym serwisie Volkswagena. - Kiedyś raz w tygodniu chodziliśmy do knajpy, teraz robimy to znacznie rzadziej - przeżywa.
Gwoli ścisłości: w Wałbrzychu nie ma takiego serwisu tej marki, a w najbliższym - w Świdnicy - na długiej liście pracowników, zamieszczonej na stronie internetowej, nie widnieje żaden Marcin. Oczywiście - żeby było jasne - nie podejrzewamy, znając przy tym realia mediów, że autorka tekstu Monika Redzisz wymyśliła sobie bohaterów i ich opowieści. Faktem jest, że oszczędzanie dla kogoś, kto lubił do tej pory żyć wystawnie, może być jednak traumatycznym doświadczeniem.