O godz. 4:34 bomby spadły na Tczew, o 4:40 Luftwaffe rozpoczęło metodyczne bombardowanie Wielunia, o 4:45 pancernik „Schleswig-Holstein” oddał pierwsze salwy w kierunku Westerplatte. Rozpoczęła się II wojna światowa. Wczesnym rankiem wojska niemieckie bez wypowiedzenia wojny przekroczyły na całej niemal długości granice Rzeczypospolitej.
Strona niemiecka, przystępując do wojny z Polską, wystawiła 1 mln 850 tys. żołnierzy, 11 tys. dział, 2800 czołgów i 2000 samolotów. Wojsko Polskie miało do dyspozycji 950 tys. żołnierzy, ponad dwukrotnie mniejszą liczbę dział – 4,8 tys., 700 czołgów i 400 samolotów.
Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Nawet gdyby wojna miała wybuchnąć na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być pierwszym naszym zadaniem. Decyzja musi być natychmiastowa ze względu na porę roku. Podam dla celów propagandowych jakąś przyczynę wybuchu wojny. Mniejsza z tym, czy będzie ona wiarygodna, czy nie. Zwycięzcy nikt nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. W sprawach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny nie decyduje prawo, lecz zwycięstwo. Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni.
– powiedział Adolf Hitler na naradzie dowódców w przededniu podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow.
Z samolotów zrzucano również małe bomby zapalające. Spadały na nasze domy i na tartak. Kilka takich bomb udało się sąsiadom wyrzucić ze strychów swoich domów. W wyniku bombardowań zniszczona zastała we Wrześni stacja kolejowa i cukrownia. Powstały liczne pożary. W kilku miejscach uszkodzono tory. Rozpoczęła się ucieczka ludności. Zabierano najpotrzebniejsze rzeczy. Ładowano je na wozy, wózki i rowery. Zostawiono bez opieki domy i cały dobytek. Duże ilości ludzi kierowało się na wschód w kierunku Kutna. Na drogach panował wielki tłok. Cywile zmieszali się z wojskiem. Niemieccy lotnicy strzelali do tego tłumu z karabinów maszynowych. Wielu ludzi na tych drogach zostało zabitych.
– tak opisywał piekło tamtych dni kilkunastoletni wówczas Stanisław Gendek.
Kampania rozpoczęta przez Niemców we wrześniu 1939 r. zakończyła się dla Polski klęską. Samotnie walczące z niemiecką i sowiecką potęgą wojsko polskie nie mogło liczyć na zwycięstwo. Prof. Marian Zgórniak powiedział, że nawet „gdyby na miejscu Rydza-Śmigłego był Aleksander Macedoński, też by tej kampanii nie wygrał”.
Tuż po wrześniowej klęsce Marszałek Edward Rydz-Śmigły stwierdził:
Polska wojny uniknąć nie mogła, jeśli nie chciała skończyć w niesławie. Poniosła i ponosi olbrzymie ofiary, ale dała początek wojnie wyzwoleńczej spod supremacji niemieckiej.
A tak rozpoczęła się II wojna światowa dla lotnika Luftwaffe, który bombardował Wieluń:
Przede mną na ukos grupa domów, jakieś zabudowania dworskie albo mała wieś. Dym unosi się stamtąd i powleka ciemną smugą żółte pola i połyskującą rzekę. Wieluń – nasz cel! W mieście kilka domów stoi w wielkim ogniu. Jednak wysoko ponad tym ciemne punkty na tle niebieskiego nieba, z błyskawiczną szybkością tu i ówdzie śmigające jak ważki nad lustrzaną taflą wody: to niemieckie myśliwce, które oczekują i mają osłaniać nasz atak. [...]. Mój pierwszy atak na żywy cel! Przez ułamek sekundy błysk świadomości: Tam w dole jest żywe miasto, miasto pełne ludzi [...]. Ulice w dole wyglądają jak obrazek z pocztówki, a ciemne punkty, które się na nich poruszają są celem. Niczym, tylko celem. Na wysokości 2500 metrów życie na ziemi traci swoją wagę [...]. Wysokość 1200 metrów [...] pierwsza bomba spada! [...] a teraz spojrzenie w dół bomba upadła dobrze, wprost na ulicę, a czarna masa, która sunęła wzdłuż ulicy, zatrzymuje się. Na miejscu w które trafiłem, powstało ciemne kłębowisko. I w to kłębowisko padają serie bomb z innych samolotów [...]. Kierujemy lot zgodnie z rozkazem ku północnemu wylotowi miasta. Znów bomby! Tuż za miastem jakaś zagroda zapchana wojskiem i zaprzęgami. Jesteśmy na wysokości zaledwie 1200 metrów, opadamy na 800. Bomby spadają, a zagroda tam w dole znika w ogniu i dymie razem ze wszystkim co się w niej znajduje. Odwrót! Ostatni ładunek, ten najcięższy, spada na rynek. Fontanna płomieni, dymu i odłamków wyższa niż wieża małego kościoła [...]. Ostatnie spojrzenie: z polskiej brygady kawalerii nie pozostało nic…
Taki los zgotował ów lotnik mieszkańcom Wielunia:
Wszędzie widziałem ruiny, a spod ruin wydobywały się jęki. Samoloty wróciły potem po raz drugi, i jeszcze raz. Za trzecim razem znów zbombardowały szpital. Jedna z bomb wyrwała w ogrodzie tak wielki krater, że zmieściłoby się w nim pół domu.
– relacjonował ówczesny dyrektor szpitala Zygmunt Patryn.
Na gałęziach drzewa widziałem zwisające zwłoki. Popłoch w mieście panował nie do opisania.
– wspominał jeden z mieszkańców.
W pewnym momencie część budynku zaczęła się zapadać. Powstał niesamowity, trudny do określenia popłoch wśród chorych. Słychać było ich jęki, wołanie o pomoc, straszliwe krzyki ludzi płonących pod stosami gruzu. (...) W ogrodzie szpitalnym dwie kobiety z oddziału położniczego urodziły dzieci, wkrótce potem jedna z nich zginęła od wybuchu bomby.
– to obraz, który zapamiętała Stanisława Musiał.