Pierwszy tydzień marca 1963 roku był dla Johna Coltrane'a i jego muzyków okresem wytężonej pracy. Muzyk był w trakcie przygotowań do nagrania klasycznego już dzisiaj albumu z wokalistą, Johnnym Hartmanem. Zaplanowano je na czwartek 7 marca. Ale w tamtych dniach wydarzyło się coś więcej. Dzień wcześniej, w środę doszło do sesji nagraniowej, która aż do teraz owiana była tajemnicą. To właśnie w środę, 6 marca doszło do nagrania w Van Gelder Studios a u boku lidera stanęli ci, z którymi za chwilę, a ściślej za dwadzieścia miesięcy miał nagrać jeden z najbardziej radykalnych i ponadczasowych albumów jazzu, słynny, odowłujący się wprost do Boga „A Love Supreme”. Za fortepianem zasiadł McCoy Tyner, na kontrabasie zagrał Jimmy Garrison, perkusista kwartetu był Elvin Jone. W środę, 6 marca, Coltrane i kwartet pojechali do Van Gelder Studios w Englewood i nagrali materiał wystarczający na cały nowy album, w tym kilka oryginalnych kompozycji, których nigdy wcześniej nie nagrywano. Spędzili dzień na próbach, ćwicząc, grając na różne sposoby i w różnych konfiguracjach. Pod koniec dnia Coltrane opuścił studio z taśmą zapasową i zaniósł ją do domu w Queens. Nagrania te pozostały nietknięte przez ponad pól wieku, aż do momentu gdy rodzina Coltrane’a zdecydowała się udostępnić nagrania Impulse ! Records i wydać „zagubiony album”. Co ciekawe, wydany 29 czerwca przez Impulse! Records krążek powstał właśnie z taśmy zapasowej, bowiem główna zwana taśmą – matką, zaginęła.
Fakt pojawienia się nowej płyty Coltrane’a trudno przecenić. Najlepiej skwitował to jeden z ostatnich żyjących gigantów jazzu, kolega „po fachu” „Trane’a”, saksofonista Sonny Rollins: "To jak znalezienie nowego pomieszczenia w Wielkiej Piramidzie". Co tu ukrywać, pojawienie się „nagłe” nowej płyty Coltrane’a nie jest czymś absolutnie nowym. Tak stało się, kiedy na rynek trafił materiał znany jako „Stelar Regions” wydany z taśmy, którą odnalazła żona „Trane’a” Alice Coltrane, a muzyka pochodziła z okresu, kiedy saksofonisty pracował z Rashiedem Alim (perkusja), Jimmym Garrisonem (kontrabas) i żoną Alice na fortepianie. To była bardzo odważna muzyka, radykalna, jazz który w pewien sposób pchał gatunek ku nowoczesności. Wówczas materiał czekał na wydanie krócej, bowiem zarejestrowano go w 1967 roku a światło dzienne ujrzało w 1995 roku. Danny Bennett, prezes i dyrektor generalny Verve Label Group oraz Impulse! znakomicie kwituje to co się wydarzyło
Jazz jest dziś bardziej aktualny niż kiedykolwiek. Staje się alternatywną muzyką XXI wieku i nikt nie uosabia go bardziej niż John Coltrane. Był wizjonerem, który zmienił bieg muzyki, a ten „utracony album” jest historycznym odkryciem. Daje nam wgląd w jego proces twórczy i pozwala doświadczyć wielkiego muzycznego geniuszu. Ten album jest momentem przełomowym, a jego wydanie idealnie pasuje do ponownego otwarcia dla firmy Impulse!
Dla melomanów jazzu krążek to również nowa dotąd nieodkryta wyspa, bowiem dostajemy dwien nowe kompozycje "Untitled Original 11383" i "Untitled Original 11386," oba grane przez „Trane’a” na saksofonie sopranowym. "11383" zawiera solo Jimmy'ego Garrisona, a na "11386" słychać znaczącą zmianę konstrukcyjną kwartetu, polegającą na powrocie do grania tematu pomiędzy solówkami - dość nietypowego w repertuarze kwartetu. A co jeszcze mamy na płycie? Oprócz dwóch nowych kompozycji znajdziemy też - wydane wcześniej tylko na bootlegowym nagraniu z klubu Birdland - nagranie "One Up, One Down", stąd można mówić o rarytasie, bowiem tu jest słyszane jako nagranie studyjne po raz pierwszy i jedyny w historii. Ta spontaniczna studyjna sesja przyniosła także pierwsze nagranie "Nature Boy", które Coltrane nagrał ponownie w 1965 roku, ale obie wersje znacznie się różnią. Inną nie-oryginalną kompozycją na płycie jest "Vilia" z operetki Franza Lehára "Wesoła wdówka". Wersja sopranowa na Deluxe Edition to jedyny utwór z tej sesji, który był wydany wcześniej.
O tym co znalazło się ostatecznie na nowej płycie zdecydował syn Johna, również saksofonista, Ravi. Wówczas nagrano 14 utworów i w wersji zasadniczej 7 nagrań jest na płycie, pozostałe są osiągalne w wydawnictwie z dopiskiem „Deluxe”.
„Both Directions At Once: The Lost Album” to jazz komunikatywny, godny polecenia również tym, którzy rozpoczynają romans z jazzem. Może zostaną wyrzucenie na głęboką wodę, ale na pewne na nie zbyt głęboką.