Jest 17 stycznia 1945 roku, Armia Czerwona wkracza właśnie do lewobrzeżnej Warszawy, a właściwie do miasta, które jest morzem ruin. Ponad 80 procent stolicy leżało w gruzach. Przez całe dziesięciolecia peerelu, ale również III RP, funkcjonował mit wyzwolenia Warszawy przez Sowietów. Powtarzany był w podręcznikach historii i utrwalany na rocznicowych akademiach. Teraz kremlowska propaganda ze zdwojoną siłą powróciła do tej historycznej manipulacji, jak zwykle zresztą zarzucając Polsce i Polakom niewdzięczność, której wyrazem jest sprzeciw wobec mówienia o „wyzwoleniu”. Argument „niewdzięcznych Polaków” jest zresztą w stałym repertuarze Moskwy. Wszelkie nasze mówienie o tym, że w 1945 roku okupacja niemiecka została zastąpiona przez sowiecką, czy też próby usuwania z przestrzeni publicznej pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej i symboli komunistycznych, kończą się właśnie takimi epitetami ze strony Rosji. Co zatem wydarzyło się w lewobrzeżnej Warszawie 17 styczna 1945 roku i w kolejnych dniach? Przede wszystkim właściwie nie było żadnych walk w mieście. Po za kilkoma punktami takimi jak, warszawska cytadela, lasek bielański, okolice skrzyżowania Alej Jerozolimskich i Nowego Światu oraz Dworca Głównego. Po prostu Sowieci wkroczyli do miasta opuszczonego przez niemieckie wojska i pozbawionego mieszkańców wyrzuconych po Powstaniu Warszawskim przez Niemców. Starcia trwały kilka godzin. Oczywiście taki obraz był dla komunistów nie do zaakceptowania. Walki miały być długie, krwawe i zacięte, stąd też już w czerwcu 1945 roku, dekretem Rady Najwyższej ZSRS ustanowiono medal „Za Wyzwolenie Warszawy”, który miał honorować wszystkich walczących o oswobodzenie stolicy w trakcie II wojny światowej, czyli według ustawodawcy mieli to być głównie żołnierze Armii Czerwonej, NKWD i 1 Armii Wojska Polskiego. Do połowy lat 90. XX wieku za wyzwolenie, którego nie było otrzymało go ponad 700 tysięcy osób (sic!). Dwa dni po wkroczeniu Sowietów do Warszawy w Alejach Jerozolimskich odbyła się specjalna defilada. Przed trybuną honorową, na której stali namiestnicy Stalina, między innymi Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, czy gen. Michał Rola Żymierski, a także marszałek Gieorgij Żukow, przemaszerowały oddziały 1 Armii Wojska Polskiego. Tak tę aberracyjną defiladę opisywał w swoich wspomnieniach Jeremi Przybora: „Upiorne >>wyzwolenie<< trupa miasta i upiorna defilada na jego cmentarzysku […], ta defilada zwycięskich oddziałów maszerujących między dwoma milczącymi szpalerami widm. Wyległy one, niczym niema publiczność, na trybuny zwalisk i ruin, wzdłuż trasy przemarszu żołnierzy >>warszawskiej operacji<<. Widma chłopców i dziewcząt z AK, wmieszane w tłumy mieszkańców, którzy byli wraz z bojownikami Warszawy jej obliczem i duszą, uśmiechem, rozpaczą i strachem. […] parada wyzwolicieli, którzy już nikogo nie wyzwolili”.
Cały artykuł można będzie przeczytać w najnowszym tygodniku GP.