Czy dla sztuki warto zabić? Cóż, jeśli już decydujemy się na taki czyn, warto dobrać sobie do tego odpowiednich wspólników. Dotkliwie przekonuje się o tym Sidney Bruhl, bohater sztuki Iry Levina „Śmiertelna pułapka”.
Scena Spektrum to jeden z najciekawszych rodzimych projektów teatralnych w ostatnim czasie. Spektakle można obejrzeć w różnych częściach Polski, a mieszkańcy Warszawy regularnie mają szanse oglądać je na deskach teatrów Syrena i Ateneum. Po znakomitej „Edukacji Rity” z Piotrem Fronczewskim w roli głównej, twórcy serwują nam „Śmiertelną pułapkę”- nie mniej udany thriller, który trzyma w napięciu do samego końca.
Czy dla sztuki warto zabić? Z takim pytaniem mierzy się Sidney Bruhl (Krzysztof Tyniec), autor broadwayowskich hitów i bohater „Śmiertelnej pułapki” Iry Levina. Kiedy przeżywający niemoc twórczą dramaturg dostaje do recenzji projekt scenariusza młodego ale obiecującego twórcy Clifforda (Aleksandar Milićević), w jego głowie rodzi się szalony plan – należy jak najszybciej pozbyć się autora genialnej sztuki i podpisać ją własnym nazwiskiem. Pisarz dokonuje morderstwa, a w krwawym przedsięwzięciu wspomaga go żona Myra (Ewa Telega). W tle pojawiają się postacie prawnika, który jest niespełnionym dramaturgiem (Wiktor Zborowski) i holenderskiej medium (Magdalena Zawadzka), której talent wróżbiarski działa z komiczną selektywnością. Dalej jest jak u Hitchcocka – po początkowym trzęsieniu ziemi, napięcie dalej narasta, pozornie nieskomplikowana intryga zamienia się w metaintrygę, a wspólnicy Bruha tylko czekają, by to on stał się ofiarą własnego spisku.
Największym atutem „Śmiertelnej pułapki” zdecydowanie jest scenariusz – rasowy thriller, który wodzi publiczność za nos: gdy ta myśli, że rozplątała jeden fabularny supeł, w jego miejscu pojawiają się trzy nowe, dostarczając frajdy w odgadywaniu kto z pięciorga bohaterów wygra niszczycielski pojedynek o sławę i pieniądze. A to wszystko utrzymane w zachwycającej jak na gościnny spektakl scenografii i klimatycznej muzycznej oprawie. Plus fantastyczna gra aktorów – Krzysztof Tyniec pokazuje wielką klasę, młody Milićević zdaje się nie mniej obiecujący niż grany przez niego Clifford, a Magdalena Zawadzka i jej „holenderski” akcent po prostu rozbrajają. Aż strach pomyśleć, co jeszcze wymyśli ekipa Spektrum. Na razie spisują się na medal!