Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rząd Izraela zatwierdził porozumienie z palestyńskim Hamasem w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy oraz uwolnienia zakładników • • •

Sławomir Łosowski: Energii dodaje mi moja żona! WYWIAD

"Słodkiego miłego życia" życzyła komuna, która nie miała dobrych zamiarów wobec osoby ludzkiej. Tym, których kochamy i szanujemy, życzymy „dobrego i radosnego życia". „Radosnego” znaczy dużo więcej niż „miłego”. A dobro niekoniecznie jest słodkie, ma całą paletę smaków i zapachów - mówi w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Sławomir Łosowski, lider zespołu Kombi.

Sławomir Łosowski (drugi z lewej) z zespołem Kombi
Sławomir Łosowski (drugi z lewej) z zespołem Kombi
fot. mat. prom. zespołu

Panie Sławomirze, w tym roku świętuje Pan 50-lecie pracy artystycznej. To pół wieku na estradzie! Nie czuje Pan zmęczenia? Skąd Pan czerpie tyle energii?

Nie czuję zmęczenia. Jestem cały czas aktywny. Spektrum mojej aktywności jest bardzo szerokie, ale przeważa muzyka, czyli KOMBI. Każdy dzień mam bardzo wypełniony, a praca przynosi dobre owoce. Korzystam tylko z czystej energii. Energię pobieram legalnie, nie pozalicznikowo. Dostarcza mi ją moja żona, więc pracuję "bez ograniczeń energii".

Wspomniał Pan o zespole Kombi. Nie każdy wie, że początkowo zespół Kombi nazywał się Akcenty. Dziś można by go łatwo pomylić z zespołem Akcent… Czy już wtedy przewidział Pan pojawienie się Zenona Martyniuka?

(śmiech) Zespół założyłem w 1969 roku. Rzeczywiście przyjąłem nazwę Akcenty, ale bardzo szybko przestała się mi podobać. Zazdrościłem innym zespołom, że miały ciekawe nazwy, a moja była oklepanym terminem muzycznym. Myślałem ciągle o jej zmianie, ale gdy w latach 1973-74 zostaliśmy nagrodzeni na festiwalach awangardowych i jazzowych, co zaskutkowało sporą ilością koncertów, to bez sensu było ją wówczas zmieniać. Zrobiłem to w 1976 roku, mając wsparcie agencji BART, która dołączała zespół pod nową, nikomu jeszcze nieznaną marką KOMBI, do swoich imprez oraz do koncertów uznanych już wtedy zespołów, między innymi takich jak Budka Suflera i zagranicznych jak Lokomotiv GT.     

Historia Kombi sięga lat 70-tych i jest tak bogata, że z powodzeniem można by nią obdzielić kilka artystycznych życiorysów. Co dla Pana w ciągu tych wszystkich wspólnych lat z Kombi było najważniejszym wydarzeniem? Takim, które utkwiło Panu szczególnie w pamięci?

W pamięci mam wiele ważnych wydarzeń. Najważniejsze z nich to sukces płyty "Nowy rozdział" i wygranie konkursu "Przeboje" na 21. KFPP w Opolu w 1984 roku. Dużymi wydarzeniami były też występy zespołu na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie i na innych festiwalach muzycznych, gdzie zawsze byliśmy gorąco przyjmowani.

Jest Pan nie tylko kompozytorem i autorem tekstów, ale i cenionym autorytetem w kwestii gry na syntezatorze. Skąd czerpał Pan wiedzę o tych instrumentach? Dziś mamy tutoriale na YouTube, w tamtych czasach wiedza o tworzeniu muzyki elektronicznej nie była tak powszechna. Sama mam problem z rozszyfrowaniem mojej Yamahy DX7 z lat 80-tych….

Co do tekstów, to napisałem tylko dwa i to w latach ostatnich. Pisanie tekstów mnie nie pociąga. Natomiast uwielbiam komponować i aranżować muzykę. Jeśli chodzi o wiedzę o instrumentach elektronowych, to musiała mi kiedyś wystarczyć drukowana instrukcja obsługi. Yamaha DX7 to w miarę nieskomplikowany instrument…

No dziękuję bardzo!

(śmiech) Gorzej pracowało się z samplerami Ensoniq, bo było bardzo dużo klikania mikroprzełącznikami.

A jak Pan myśli, na czym polegał - i nadal polega - fenomen zespołu Kombi?

To pytanie bardziej do badaczy na styku muzyki i socjologii. Opisywacze historii KOMBI zwracają uwagę na charakterystyczny i rozpoznawalny styl zespołu. Gdzieś od 1983 roku możemy mówić o ukształtowaniu się tego stylu. Wcześniej graliśmy bardzo dobrze i mieliśmy wiele dobrych utworów, ale były one bardzo odległe od siebie. Płyta "Nowy rozdział" określiła ten styl już definitywnie. Fenomen polega chyba też na tym, że zmiany składu nie rzutują na zmianę stylu zespołu, a stare hity są wykonywane dzisiaj bardziej energetycznie i ciekawie niż kiedyś, ale mają zachowane swoje jądro brzmieniowe.     

Pańska biografia ściśle wiąże się z historią zespołu. Czy z perspektywy mijających 50 lat może Pan uznać, że „słodkie i miłe życie” stało się Pańskim udziałem? A może mógłby Pan określić się jako „król życia”?

"Słodkiego miłego życia" życzyła komuna, która nie miała dobrych zamiarów wobec osoby ludzkiej. Tym, których kochamy i szanujemy, życzymy "Dobrego i radosnego życia". „Radosnego” znaczy dużo więcej niż „miłego”. A Dobro niekoniecznie jest słodkie, ma całą paletę smaków i zapachów. Co do mnie, to na pewno mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem spełnionym i szczęśliwym. Moje życie miało także słone i gorzkie smaki. Ale tak chyba musi być, aby życie było pełne i nie zredukowało się do „żyćka".    

Wiem, że wraz z zespołem występował Pan w Wilnie. Jak Pan wspomina nasze miasto?

Graliśmy kilkakrotnie w Wilnie w latach 80. Dobrze wspominam te koncerty, ludzi  i miasto. To były koncerty w hali sportowej. Miałem okazję spotkać się też z członkami mojej dalszej rodziny, która żyje na Wileńszczyźnie. Moja mama i jej ojciec, czyli mój dziadek, byli wilnianami. Mam po nich kilka ważnych pamiątek i dokumentów, które przyjechały wraz z nimi w 1945 roku do Gdańska. Zegar ścienny, który bił w domu moich dziadków w Wilnie, bije teraz w naszym domu w Gdańsku.

Ze Sławomirem Łosowskim rozmawiała Magda Fijołek.


Wywiad ze Sławomirem Łosowskim ukazał się w "Kurierze Wileńskim" z 13 kwietnia 2019 r. Publikujemy go dzięki uprzejmości magazynu.

 

 



Źródło: Kurier Wileński

#Kombi #Sławomir Łosowski #wywiad

redakcja