Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prezydent Andrzej Duda podpisał budżet na 2025 r. oraz przesłał część przepisów do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej • • •

Rany, Julek! W tym absurdzie jest metoda. RECENZJA

„Juliusz” Aleksandra Pietrzaka to film wymagający od widza dużej dawki dystansu. Wszystko za sprawą dziwacznego, momentami mocno absurdalnego humoru. Ale „tanie” żarty są tu tylko pretekstem, by opowiedzieć o czymś naprawdę pięknym i ważnym, czyli o sile miłości i spełnianiu marzeń. Premiera w najbliższy piątek 14 września.

fot. Gigant Films/Juliusz

Tytułowy Juliusz (świetna rola Wojciecha Mecwaldowskiego!) prowadzi na pozór uporządkowane życie. Uczy w szkole plastyki, a w wolnych chwilach sam oddaje się rysowaniu. Jego głównym zmartwieniem jest pijący ojciec (Jan Peszek), który właśnie wylądował w szpitalu po kolejnym zawale. W miarę jak poznajemy Juliusza, przekonujemy się, że tak naprawdę bohater nie znosi swojej pracy, marzy o karierze artysty, zwłaszcza, że odziedziczył po ojcu - niegdyś popularnym malarzu - wyjątkowy talent. Gdzieś w głębi serca tęskni też za prawdziwą relacją z ojcem, który przewidując swoją rychłą śmierć, ostatnie tygodnie życia postanawia spędzić niczym prawdziwy hedonista - nie stroniąc od używek i uciech cielesnych.

Kiedy namówiony przez kumpla (Rafał Rutkowski) Juliusz decyduje się dorobić do nauczycielskiej pensji podczas jednej z imprez (zresztą bardzo osobliwej…), przypadkiem poznaje Dorotę (Anna Smołowik). Wrażliwa i doświadczona przez życie pani weterynarz robi na Juliuszu ogromne wrażenie. Na tyle silne, że dotychczas zamknięty w swoich schematach mężczyzna, koncentrujący swoją uwagę głównie na pijącym ojcu, zaczyna otwierać się na miłość, dla której będzie gotów na każdy krok: nawet skok na bungee i… włamanie do cudzego mieszkania, by wynieść stamtąd wartościowe dzieło sztuki.

„Juliusz” Aleksandra Pietrzaka to film niejednorodny, momentami wręcz dziwaczny. Po dość zniechęcającym początku, zwiastującym „kolejną polską komedię bez ambicji”, film zamienia się w arcyzabawną (jeśli tylko jesteśmy fanami absurdalnego i momentami niezbyt wybrednego humoru...) opowieść o sile miłości - nie tylko tej damsko-męskiej, ale również… rodzicielskiej. To również motywująca historia o spełnianiu marzeń i o tym, że czasem warto zaryzykować i pójść inną niż zwykle drogą_ a nuż spotka nas tam coś, co na zawsze odmieni nasze życie.

U boku Mecwaldowskiego i Peszka zobaczymy m.in. Andrzeja Chyrę, Jerzego Skolimowskiego, Macieja Stuhra, Krzysztofa Maternę i… Krystynę Jandę (w bardzo specyficznym epizodzie, o którym trudno zapomnieć). Więcej szczegółów nie zdradzam, to po prostu trzeba zobaczyć. „Juliusz” w kinach od 14 września.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Andrzej Chyra #Jan Peszek #Wojciech Mecwaldowski #Kino Świat #Juliusz

Magdalena Fijołek