Donald Trump chce postawić mur na granicy z Meksykiem. Europa broni się przed uchodźcami z Syrii. Nie zawsze tak było. Stany Zjednoczone zanim przestały być krajem otwartych drzwi, zdążyły wpuścić trzy miliony emigrantów z nieistniejącej na mapie świata Polski. Wśród nich był Mikołaj, którego poszukiwania stają się przyczynkiem do opisania ich losów. Książka „Po dolary i wolność” Dariusza Terleckiego już w sprzedaży.
Stany Zjednoczone, początek XX wieku. Kraj potrzebuje ludzi do zagospodarowania olbrzymich i ciągle rozrastających się terytoriów państwa. Potrzebuje robotników do rozbudowy swojego imperium. Skądkolwiek. W tym samym czasie w nieistniejącej formalnie Polsce panuje głód i ubóstwo, nie ma pracy. Ktoś powiedział, ktoś się dowiedział, że jest miejsce na świecie, gdzie każdy może być szczęśliwy i bogaty. Zostawiają więc rodacy ubogie majątki i ruszają do mitycznej Ameryki. Po dolary. Po wolność.
Sierpień 1912. Na wyspie Ellis, u wrót Nowego Jorku, z transatlantyku Lapland na ląd schodzi 1790 pasażerów. Emigrantów z Europy Wschodniej. Wśród nich jest Mikołaj Terlecki – pradziadek autora. Na pytanie oficera emigracyjnego o narodowość, odpowiada bez wahania – Polak. Niewielu przybyszów z ziem polskich, niepiśmiennych chłopów, mieszkańców nieistniejącego od ponad 100 lat państwa polskiego, stać było wówczas na taką deklarację. Potem wszelki słuch po Mikołaju ginie.
Dariusz Terlecki natrafia na pradziadka przypadkiem. By go odnaleźć przekopuje archiwa, dociera do miejsc, które niegdyś uchodziły w Stanach za „małą Polskę” , rozmawia z wieloma osobami polskiego pochodzenia, m.in. w Muzeum Polskim w Chicago czy polskiej parafii w Niagara Falls. „Po dolary i wolność” to efekt wielomiesięcznych poszukiwań, stanowiący zarazem opowieść o losach kilku pokoleń polskich emigrantów, którzy wyjechali do Stanów Zjednoczonych przed I wojną światową. Historia fascynująca i dramatyczna zarazem.
Książka Dariusza Terleckiego pt. "Po dolary i wolność" ukazała się nakładem wydawnictwa Muza.