Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

"Nie kochać jej to grzech": poznaj Wisłę, "królową polskich rzek"

Czym był "Szlak Orlich Gniazd", w którym ze znanych polskich filmów wystąpiła Wisła, i jak posługiwać się jej "kilometrażem"? Tego dowiemy się z "Warszawskiego przewodnika wiślanego". Dariusz Bartoszewicz zachęca w nim, by poznać i zakochać się w "królowej polskich rzek".

Książka została przygotowana dla wszystkich, którzy chcą poznawać i odkrywać tereny warszawskiego odcinka Wisły
Książka została przygotowana dla wszystkich, którzy chcą poznawać i odkrywać tereny warszawskiego odcinka Wisły
fot. www.1944.pl

Nie kochać jej to grzech. Jest piękna i tajemnicza. Bywa nieobliczalna. Potrafi ostro zalać (...) Kusi. Bez niej nie ma Warszawy, jej dwóch tak odmiennych twarzy

- pisze Dariusz Bartoszewicz w "Warszawskim przewodniku wiślanym". Przez wiele lat jako stołeczny dziennikarz opisywał sytuację "królowej polskich rzek" i zmiany, jakie ją dotknęły.

Robiłem to z pasją, bo kocham Wisłę, lubiłem nad nią spacerować i uważałem, że dla tożsamości Warszawy i tego, jak miasto wygląda, jak jest postrzegane, jest bardzo ważna. Dzieli ona także nasze miasto na dwie części. Ważna była dla mnie rozmowa z dr Magdaleną Staniszkis, urbanistką i architektką z Działu Architektury Politechniki Warszawskiej. Rozmawialiśmy o Wiśle kilkanaście lat temu, kiedy nikt nad nią nie chodził, bo się nie dało. Brzegi były niedostępne i zarośnięte, zaśmiecone. A bulwary na lewym brzegu, schodkowe z betonu z czasów Gierka jeszcze, były w stanie dość opłakanym

- mówi Dariusz Bartoszewicz.

Jak relacjonował, dr Staniszkis postulowała wtedy, by zrobić coś tanim kosztem, wyznaczyć pieszo-rowerową ścieżkę w terenie, wyciąć trochę krzaków. "Wskazała, że efekt odkrywania rzeki na nowo można uzyskać tanim kosztem. Co się zresztą później potwierdziło, bo ścieżka pieszo-rowerowa na praskim brzegu kosztowała ok. 200 tys. zł, a eleganckie bulwary na lewym, liczące około dwa kilometry, pochłonęły sto kilkadziesiąt milionów" - opowiadał Bartoszewicz.

Mniej więcej 10 lat temu miasto poważnie zabrało się za kwestie związane z Wisłą. Nie można też zapominać o aktywistach miejskich, jak np. Przemysław Pasek, który organizował wycieczki i spotkania varsavianistyczne na barce "Herbatnik". A pierwsza knajpa w kontenerach "Cud nad Wisłą" pokazała młodym osobom, jak fajnie jest nad rzeką. I dopiero przyciągnięcie ludzi takimi działaniami zarówno od strony społeczników, jak i miejskimi pieniędzmi na oczyszczenie brzegów ze śmieci i wytyczenie ścieżek, zaczęło przynosić rezultaty. To stopniowo oddawało ludziom rzekę. Warszawiacy docenili, że przebywanie nad nią oraz spacery, nawet zimą, są świetną formą spędzania czasu i rekreacji

- mówi autor.

Dwa lata temu - jak powiedział - Muzeum Powstania Warszawskiego, a dokładnie mówiąc Instytut Stefana Starzyńskiego będący jego oddziałem, zwróciły się do niego, by napisać o Wiśle.

Na gorąco wymyślaliśmy, jak to ma wyglądać. Wiedzieliśmy, że publikacja powinna mieć charakter przewodnika, że trzeba opisać wszystko, co najważniejsze nad rzeką i przy niej. Ale chcieliśmy, żeby to nie był nudny przewodnik, tylko opowieść i o historii i o przeszłości, z odniesieniami do literatury, sztuki

 - podkreślił.

Potem muzeum uznało, że dobrze będzie dołożyć rozdział poświęcony Wiśle w filmie, bo wystąpiła w wielu polskich obrazach zarówno przed, jak i powojennych. To oczywiście niezapomniany "Rejs" Marka Piwowskiego, gdzie bohaterowie płyną statkiem "Neptun" naprawdę nazywającym się "Feliks Dzierżyński". Chociaż do samej Warszawy nie dopłynęli, przypomina to, jak wiślana żegluga kiedyś wyglądała. Jeszcze w latach 70. można było wsiąść w Warszawie na taki statek i dopłynąć do Gdańska. Trwało to około trzech dni

- wyjaśnia autor.

Publikację otwiera rozdział "Przepływ skojarzeń wiślanych".

Przypominamy Rok Wisły 2017, uchwałę sejmową, różne plany zagospodarowania brzegów rzeki w historii, także w PRL, kiedy planowano, że dolina Wisły będzie przestrzenią rekreacji i wypoczynku dla warszawiaków. Następnie jest rozdział "Wisła w filmie" i część, którą nazwałem "Alfabet wiślany", gdzie znalazły się różne słowa-klucze ważne dla rzeki, jak "Albatros", czyli knajpy, które były nad Wisłą w PRL-u. Nazywało się to "Szlak Orlich Gniazd", podawano tam głównie piwo i czasami smażoną rybkę, podobno świeżą, prosto z Wisły

 - relacjonuje Bartoszewicz.

Dopiero po pierwszych rozdziałach zaczyna się część przewodnikowa.

Zaczynam opowieść o Wiśle w Warszawie jeszcze poza jej granicami na południu, mniej więcej w rejonie Konstancina-Jeziorny i idę na północ jej brzegami, dość swobodnie przeskakując z lewego na prawy. Pozwala to na równoległą opowieść, bo nie chciałem, żeby to było tak, że pół książki chodzimy lewym brzegiem, pół - prawym. Szło o równoległość. Chciałem opowiedzieć nie tylko o tym, co widać, ale też czego nie widać. Na przykład tam, gdzie jest Park Praski, są prapoczątki Pragi i miasta, po którym nie ma już śladu, bo zostało zniszczone podczas insurekcji kościuszkowskiej

- zauważa autor.

Chciałbym, by to była książka dla wszystkich, którzy interesują się miastem, jego historią, przyrodą w mieście i chcieliby się dowiedzieć trochę więcej o okolicy, w której tak chętnie przebywają. Bo dzięki ścieżce na prawym brzegu i bulwarach na lewym latem wylegają tam ogromne tłumy ludzi. I moim marzeniem jest, by chociaż część z tych osób chciała dowiedzieć się trochę więcej o Wiśle. Chciałbym, by odkryli swoje miasto i Wisłę, i by ją pokochali. Czytajcie o Wiśle i zakochajcie się w niej, bo naprawdę jest w czym

- podsumowuje Bartoszewicz. 

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl, www.1944.pl

#Dariusz Bartoszewicz #Warszawski przewodnik wiślany #Wisła

redakcja