W historiografii rosyjskiej XVIII i XIX wieku usiłowano wykazać, że Rosja stanowi dziejową kontynuację imperialnej potęgi Rzymu i Bizancjum.
Przekonanie o tym, że Bóg dał Rosjanom władzę nad światem, podobnie jak to kiedyś było z antycznymi potęgami, pozwalało usprawiedliwiać napastliwą, agresywną politykę wobec wszystkich sąsiadów, od zachodu po wschód – czy to było Imperium Osmańskie, a potem Turcja, czy też Polacy, Litwini, Szwedzi, Finowie lub Japończycy, Czeczeni, Kazachowie, Gruzini, a wreszcie Kozacy i Ukraińcy. A także Niemcy – rzecz jasna, w tych okresach, gdy mniej się opłacało robić z nimi interesy kosztem innych.
Rys mongolski
Zapewne jakąś naukę sposobu prowadzenia wojen wyciągnęli książęta z różnych księstw ruskich w czasie najazdów mongolskich na Europę.
Dziedzictwo Czyngis-chana miało tu niebagatelne znaczenie dla uzyskania wiedzy, jak rozwijała się nie tylko myśl geopolityczna imperium Rurykowiczów, a potem Romanowów, lecz także socjotechnika władzy. Mongołowie odcisnęli ślad genetyczny na Rosjanach w sensie dosłownym, a także dotyczącym sposobu zarządzania podbitymi ludami – przez siłę, brutalność, okrucieństwo i umiejętność prowadzenia wojen i podbojów. Książęta ruscy (czyli także ci z kręgu kulturowo-politycznego Kijowa i Rusi Moskiewskiej) zmuszani byli do czołobitnego oddawania honorów władzy, całując czubki butów wodzów mongolskich siedzących dumnie w siodłach. Imperium mongolskie dzieliło zajmowane ziemie (jak niegdyś Rzymianie) na prowincje płacące regularne haracze. Natomiast plany podboju świata zachodniego, chrześcijańskiego, łacińskiego – już przy pierwszym najeździe z lat 1240/1241 – polegały na szerokim ataku w stronę Europy na wielu frontach naraz. Polskę „liznął” wówczas front północny pod Batu-chanem, inny szedł na Węgry i w stronę centrum, a jeszcze kolejny na Bałkany. Tylko śmierć chana w Karakorum uchroniła cywilizację Zachodu przed katastrofą. Z tego wszystkiego czerpali naukę książęta i carowie moskiewscy. Stąd rys mongolski w rosyjskim sposobie prowadzenia wojen, od średniowiecza aż do współczesności. Ich zasadniczymi elementami zawsze były: nieliczenie się z kosztami (materialnymi, dyplomatycznymi, moralnymi, społecznymi etc.), używanie brutalnej siły wojskowej, mnóstwa żołnierzy, nieliczenie się z przelaną krwią i bazowanie na olbrzymich zasobach ludzkich, surowcowych, terytorialnych. To wszystko prowadzone w sposób bezwzględny, ostry, mający budzić przerażenie u podbijanych ludów – właśnie tak, jak robili do Mongołowie.
Wojny niemal ze wszystkimi
Wszystkie te nauki przyswoił sobie doskonale jeden z największych potworów w dziejach nie tylko Rosji, lecz także świata – car Iwan IV Groźny. Na użytek wewnętrzny stosował on strategię okrucieństw, tortur i podrzynania gardeł. Na użytek zewnętrzny podobnie, tłukąc się ze wszystkimi, których uważał za wrogów – a to podbijając na wschodzie chanaty astrachański i kazachski, a to dosłownie zaraz potem bijąc się o Inflanty z Polakami, Litwinami i Duńczykami (później dokonała się zmiana sojuszy i Szwecja ze sprzymierzeńca stała się dla Rosji wrogiem). Owszem, w końcu przegrał, ale jedynie po to, by za chwilę bić się ponownie, w wojnie z Rzeczpospolitą (1577–1582).
W okresie wielkiej smuty, gdy na początku XVII wieku w Rosji interweniowała Rzeczpospolita Obojga Narodów, wspierając Dymitra Samozwańca, nie tylko konflikty z Polakami stanowiły front działań militarnych Moskwy (która do dzisiaj celebruje zwycięstwo nad Polakami z 1612 roku, obchodząc rocznicę wypędzenia Lachów z Kremla jako święto narodowe), lecz także ze Szwedami. W tym samym czasie (1610 rok), gdy nasz Żółkiewski zajmował Moskwę, a część bojarów proponowała tron królewiczowi Władysławowi Wazie, zaczynała się wojna ze Szwecją (1610–1617), a trzeba było jeszcze opanowywać na froncie wewnętrznym bunty chłopskie i kozackie. Gdy przeniesiemy się do wieku XVIII – znów znajdziemy w dziejach Rosji okres walk na wielu frontach naraz. W wielkiej wojnie północnej (1700–1721), prowadzonej w dobie panowania cara Piotra I Wielkiego, biła się ze Szwecją o Bałtyk, ale przecież w tym samym czasie prowadziła kampanie przeciwko Turcji nad Morzem Czarnym i ekspansję na Syberii. I co prawda zwycięstwo moskiewskie w bitwie pod Połtawą było zdecydowane – wojska króla szwedzkiego Karola XII zostały całkowicie rozbite – to jednak właśnie konieczność prowadzenia wojen na kilku kierunkach wymusiła na Piotrze reformy zarówno armii, jak i administracji państwa.
Powstaje imperium
Ale właśnie wtedy, bijąc się „ze wszystkimi”, Rosja wyrastała na potężne mocarstwo, na imperium. Stało się to symbolicznie w roku 1721 – czyli po zwycięstwie w wojnie północnej. Wówczas senat nadał carowi przydomek „Wielki” i oficjalnie Rosja przestała być jedynie „carstwem” („królestwem”), ale stała się „cesarstwem” – „imperium”. Słowo „imperium” stanowi tu także nawiązanie do dziejów Rzymu – przypomnieć warto, iż łaciński termin nie oznaczał, jak to jest w rozumieniu dzisiejszym, wielkiego państwa, lecz władzę: Rzym „sprawował imperium” – tak można by powiedzieć – nad podległym mu terytorium, w tym nad podbijanymi i włączanymi w olbrzymi organizm państwowy terenami.
W rozumieniu rosyjskim takim podbitym terytorium stała się właśnie – w wyniku rozbiorów – Polska. Okres wojen napoleońskich wzbudził nasze nadzieje na odbudowę państwa, w mocarstwowej nawet, królewskiej formie (Księstwo Warszawskie było jedynie w zamysłach zaczynem do odbudowy całości), lecz tzw. druga wojna polska, czyli wyprawa Napoleona na Moskwę, zakończona klęską, ostatecznie pogrzebała te nadzieje i plany. Walka z cesarzem Francuzów to nie był jedyny front Rosji, bo przecież imperium Aleksandra I walczyło w owym czasie z Turcją (1806–1812) czy anektowało Finlandię w wojnie ze Szwecją (1808–1809). A Szwecja była wówczas państwem będącym w „bloku napoleońskim” (podobnie i dzisiaj – Polska jest dla Rosji w „bloku państw NATO”). Na XIX wieku jednak się nie kończy. W okresie I wojny światowej Moskwa biła się na Zachodzie z Niemcami, Austrią, Węgrami czy polskimi Legionami, a w tym samym czasie trwały walki na Kaukazie przeciwko Turcji. Wybuchła rewolucja i w jej konsekwencji wojna domowa. Gdy zaś bolszewicy walczyli z „białymi”, Rosja musiała zmagać się z wojskami Ententy (w wyniku interwencji alianckiej Brytyjczyków, Francuzów, Amerykanów) i wysyłać oddziały do Murmańska i Archangielska, na Sybir i Daleki Wschód. Toczone były bitwy morskie na Morzu Czarnym i Bałtyckim. A potem doszło do walk z Polakami i wielkiej wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to bolszewicy musieli dodatkowo tłumić wewnętrzne powstania.
Wielka wojna ojczyźniana
II wojna światowa to oczywiście na wstępie agresja na Polskę, ale zaraz za tym wybuch wojny z Finlandią, a po ataku Hitlera, w czerwcu 1941 roku, zaczęła się wojna ZSRS z Niemcami – wielka wojna ojczyźniana – która sama w sobie była gigantycznym zwarciem o charakterze wielofrontowym.
Przy czym znowu okazało się, że Rosja umie prowadzić wojnę totalną, nie licząc się z kosztami i rzucając do boju ciągle nowe oddziały żołnierzy, których, gdy padali w boju, zastępowano kolejnymi i kolejnymi… Tak, Rosja w swojej imperialnej strategii nie szukała rozwiązań racjonalnych czy też minimalizacji strat. Rosję – zarówno carską, jak i sowiecką – interesował tylko efekt: zwycięstwo i podbój za wszelką cenę. Nie liczba frontów ma znaczenie. Znaczenie ma wola zniszczenia, podporządkowania sobie przeciwnika…
Ludzie Moskwy w Warszawie
Zapominają ci wszyscy „uspokajacze”, którzy mówią: Rosja nigdy nie walczyła na wielu frontach; póki bije się Ukraina, to Putin nie odważy się zaatakować Polski – że ta Rosja właśnie, jeśli kogoś uznała za wroga, nigdy nie zatrzymywała się w pół kroku. I jeszcze jedna rzecz, być może fundamentalna: Rosja od czasu rozbiorów uznaje Polskę za swoją „prowincję” uzyskaną w wyniku podboju. Tłumienie powstań, utrzymywanie przez dekady „namiestnika” w Warszawie – jest tym samym, czym było za starożytnego Rzymu trzymanie w ryzach podbitej prowincji, rządzonej – także – przez „namiestnika”. Zresztą do czasu rozbiorów odwołują się współcześni, medialni propagandyści Kremla, przypominając, że Polska była kiedyś pod władzą Moskwy (i w domyśle może pod nią powrócić). Wyprowadzenie wojsk rosyjskich z Polski nie zakończyło związków Rosji z Polską – jedynie przesunęło sznurki w stronę służb. Nadal utrzymywano „naszych ludzi” w Warszawie (i nadal ich tu Putin przecież ma!). Nie powstrzyma Putina więc wcale wojna na Ukrainie przed uderzeniem na Polskę. Mogą go powstrzymać jedynie dwie rzeczy: nasza siła militarna i odporność na ataki, prezentowanie stanowiska „ani piędzi ziemi wam nie oddamy” oraz silny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Bo Europę i jej „wojska” ma współczesny car na Kremlu w głębokim poważaniu.
Serdecznie polecamy wyjątkowe kalendarze na 2026 rok.
— Sklep Gazety Polskiej (@SklepGP) September 25, 2025
Sprawdź naszą ofertę » https://t.co/YSFG01yIOq#SklepGP #SklepGazetyPolskiej pic.twitter.com/zg7D9dpVTt